Obóz nad Soliną zakończony. Ten zalew ma jednak swój urok i mówiąc szczerze zamierzam tam wrócić, ale z wędką w bagażu. Po powrocie zacząłem planować kolejny wyjazd. Tym razem padło na krośnieńską gliniankę...
Wyjazd nastawiony był konkretnie pod karpia i test nowych kulek. Z firmą Feeder Bait nie miałem wcześniej do czynienia. Jeszcze przed odebraniem paczki od FB bardzo zaciekawiły mnie smaki jakie ta firma posiada w swojej ofercie. Tych bardziej ciekawych odsyłam do prezentacji firmy, którą znajdziecie po kliknięciu tutaj. Reszta doczyta małe co nieco w późniejszej fazie artykułu
Po przyjeździe na łowisko zajmuję miejsce obok znajomych, którzy nad wodą byli od godziny 7. Sprzęt zostawiam w małej zatoczce, w której to mam najlepsze efekty na Balatonie. Podczas rozkładania całego majdanu zauważyłem, że w wodzie nie ma jeszcze aż tak dużo zielska jak było dokładnie rok temu. Dno jest praktycznie czyste co znacznie ułatwi wędkowanie. Podwodna roślinność, która zawsze zajmowała praktycznie całą powierzchnię zbiornika jeszcze nie zdążyła się rozwinąć tak dobrze jak było to w zeszłych latach. Niewątpliwie był to duży plus dla mnie. Mam tutaj dużą szansę na ładnego karpia, bądź amura. Te drugie w tym zbiorniku zawsze były grube, co wcale nie powinno dziwić skoro mają tak sporo roślinności w wodzie. Możliwość złowienia karpia +10 kg jest prawdopodobne, ale co do tego potrzeba dużego szczęścia. Trzeba po pierwsze ominąć mniejsze karpiki, a później trafić i skusić do zassania przynęty tego większego miśka.
Podczas przygotowywania zestawów podchodzi do mnie spacerujący wokół łowiska przechodzień, który jak się później okazuje wędkuje na Balatonie i w okolicznych wodach. W tym czasie na włos mojej pierwszej wędki trafia kulka Feeder Bait "Imago". Zestaw zostaje zarzucony daleko od brzegu, a jego okolica zanęcona pelletem. Drugą wędkę zasiliłem dwoma ziarnami kukurydzy, a zestaw zarzuciłem około 15 metrów przy brzegu, ponieważ w okolicy znajdowało się dużo różnych podwodnych przeszkód (które wiedziałem już jak omijać), a brzeg był gęsto zarośnięty. Do tego rosły tam krzaczki, a drzewa po części znajdowały się w wodzie. Chyba nie muszę pisać jak dobra jest to miejscówka i że właśnie tutaj najczęściej łowione są te największe karpie. Okolice tego zestawu postanowiłem nęcić z koszyczka sypką zanęta z dodatkiem Method Mixu od Feeder Bait. Jak wyglądał całość mieszanki oraz z czego ją zrobiłem? O tym powiedzą poniższe zdjęcia (po nich przejdziemy już do tego co udało się złowić):
![]() |
Takie produkty będą potrzebne do wykonania mieszanki |
![]() |
Method Mix wsypujemy do sypkiej zanęty |
![]() |
Power Powder doda mocy zanęcie! |
![]() |
Dodajemy kukurydzę, a następnie możemy już nęcić! Całość jest bardzo prosta w przygotowaniu, a jeszcze bardziej skuteczna! |
O zanęcie wiecie już dużo. Ta mieszanka przyniosła mi tego dnia bardzo
dobry wynik. Pierwsze branie bowiem nastąpiło niecałe... 5 minut po
rzucie, gdy byłem na stanowisku obok, na którym wędkowali moi znajomi. Po czasie wracam do swoich
wędek, a swinger leży na ziemi! Zacinam, ale ryba wzięła na przelotowy
zestawik, więc szanse na samozacięcie były bardzo małe. Napełniam
koszyk zanęta i wyrzucam w to samo miejsce. Po upływie kilku minut mam
słabe branie. Swinger lekko podskakuje raz w górę, a raz w dół.
Chwilkę czekam na pewniejsze pociągnięcie zestawu i zacinam! Jest,
siedzi! Ryba walczy, czuć jej siłę. Traci ją po kilku minutach.
Podbieram i ląduje około 3-kg karpia. Tłuściutka rybka zassała
kukurydzę umieszczoną na włosie. Rana odkażona, kilka zdjęć i wracaj
do domu!![]() |
Pierwsza ryba zasiadki |
Tym razem postanowiłem zafundować karpikom coś innego niż kukurydzę. "Troll" od Feeder Baits trafia na włos, a po chwili do wody. Pierwsze brania na kulkę były niepewne, dominowały lekkie pociągnięcia. Z proteiną na włosie doświadczyłem pierwszego "odjazdu" podczas dziewięciogodzinnego wyjazdu! Pewne zacięcie i pewny hol daje na brzegu małego karpia. Pierwsza rybka na kulkę Feeder Bait zostaje zapisana na moim koncie. Zdjęcie i oczywiście do wody. Wydaje się, że udało mi się trafić na ławicę karpi. Być może na niewielkim zbiorniku jakim jest Balaton ryby te pływają zbiorowo. Drugą opcją jest też wybrana przez mnie miejscówka pełna w niektórych miejscach sporej ilości podwodnych przeszkód - być może ryby czują się tutaj bezpiecznie. Najważniejsze jednak jest teraz to, żeby utrzymać w okolicy te ryby, które już tutaj są, a tym samym zwabić ewentualnie te przepływające obok.
Podczas tej zasiadki jeden z zestawów praktycznie cały składał się z akcesoriów od Yorka. Wędka, kołowrotek, żyłka, haczyk, plecionka przyponowa i leadcor to to co tego dnia miałem przyjemność użyć nad wodą. Na ten miesiąc przygotowuję test wędki York Devil Carp 2, który pod koniec czerwca lub na początku lipca pojawi się już na mojej stronie. Na razie mogę powiedzieć, że kij doskonale wypełnia swoje zadania zarówno podczas holu, jak i podczas rzutu.
"Ambrozja" to kolejna z przynęt Feeder Bait, która tym razem
ruszyła w bój. Owocowa kulka zawsze w cieplejszych porach spełniała
swoją rolę i za jej pomocą udawało się przyjąć w gościnę na brzeg jakiegoś
karpia bądź amura. Z truskawką mam miłe wspomnienia
praktycznie z każdej pory roku. Jednak z mieszanką truskawki i banana
jeszcze w swoim wędkarskim życiu nie miałem styczności. Byłem ciekaw
efektów, a te były zadowalające. Za pomocą "Ambrozji" udało
się złowić dwa karpie pod rząd. Wprawdzie nie były to jakieś
olbrzymy, ale ryby które cieszą - czyli karzełkami też nie są. Jak na
razie kuleczki rzeszowskiej firmy sprawdzają się doskonale. Podczas tych
wszystkich dotychczasowych brań tylko jedno z nich było gwałtowne,
zakończone odjazdem. Reszta to delikatne podskoki lub opady swingera.
Jednym słowem ryby żerują bardzo delikatnie lub po prostu ostrożnie...
Po tych dwóch karpiach nastąpiła chwila ciszy. Brania tak jakby ustały.
Do tego każde z brań następowało na wędce bliżej brzegu, bliżej
trudniejszego dna. Z środa glinianki jak na razie nie udało się nic
złowić.
Czas przestoju (ciszy w braniach) można było wykorzystać na
lekturę Wiadomości Wędkarskich oraz na fotografowanie kaczek, które
cały czas odwiedzały moje stanowisko. Po pewnym czasie spotkała mnie
również fajna niespodzianka, a mianowicie z pobliskich zarośli na spacer
wyszła rodzinka kokoszek. Piękne czarne ptaszki z czerwonymi dziobami. Na
przodzie wyszedł jeden dorosły osobnik, za nim trzej młodzi członkowie
rodziny, a tyły osłaniał znów dorosły ptak. Piękna rodzinka! Aż
miło było popatrzeć!
![]() |
One też żerują w tej wodzie |
O 14 w końcu cisza zostaje przerwana. Coś zainteresowało się kukurydzą
o zapachu "Monster Crab". Sygnalizator powolutku zmierzał jednostajnym ruchem do
góry. Był to oczywiście sygnał do zacięcia. Tak też się stało.
Walka z rybą trwa. Zdobycz nie chce tak łatwo odpuścić. Gdy ta jest
praktycznie przy brzegu mam pierwsze branie tego dnia na wędce po lewej -
doskonale widać to na filmowej relacji z wyprawy (znajdziecie ją na
końcu artykułu) w minucie 3:33 - przypatrzcie się w okolice podpórki drugiej wędki. Swinger z drugiej wędki po prostu
spadł na ziemię. W tym czasie podbieram karpia, szybko odhaczam,
fotografuję i uwalniam. Ryba bez najmniejszych problemów ucieka do
swojego podwodnego mieszkania.
Karp wrócił do wody, a ja napełniam koszyczek.Gdy ten został już wypełniony zanęta, przy zakładaniu kukurydzy na włos zaczyna piszczeć sygnalizator od tej właśnie wędki, której swinger opadł na ziemię. Tym razem konkretny odjazd. Zacinam! Jest! Czuć znaczny opór, ryba walczy na prawdę nieźle. Tej akurat spodobała się "Mania" (również od Feeder Bait). Po chwili przy brzegu rozpoczyna rzucać się ładny karpik. Ryba waży około 2,5 - 3 kg. Podbieram i fotografuję. Szybko zostaje jej zwrócona wolność, a dzisiejsza niemoc wędki zarzuconej daleko od brzegu zostaje przełamana! Kto wie, może teraz na ten zestaw ryby zaczną brać?
Nastała kolejna godzina przerwy od brań... W tym czasie mogłem odnotować jedynie pojedyncze piśnięcia sygnalizatorów. Pogoda tego dnia nie rozpieszczała wędkarzy, aczkolwiek nad wodą udało mi się przeżyć już gorsze jej kaprysy. Rano słońce zmieniało się rolą co chwilkę z chmurami, a gdy te przeszły znowu zaczęło świecić. Około południa dość mocno popadało. Deszcz potrwał góra z 20 minut. W tym czasie można było w płaszczu przeciwdeszczowym udać się donęcić troszeczkę zestawy, a już chwilę po tej czynności holować kolejnego tego dnia karpia. Podczas deszczu zaczął również wiać mocniejszy wiatr. Po kilkunastu minutach wszystko się uspokoiło, a ja mogłem już usiąść na krześle i wygrzewać się w promieniach słońca. Okolice godziny 17 i kolejne branie na wędkę zarzuconą blisko brzegu. Karp tym razem mimo swoich niewielkich rozmiarów sprawił troszeczkę trudności, ponieważ postanowił zwiedzić podczas holu okoliczne zarośla, o których w tym momencie akurat zapomniałem. Na jego nieszczęście nie udało mu się "pooglądać" tych przeszkód, a ja po chwili mam go w podbieraku. Standardowo, według mojej reguły: odhaczanie i pstryk płynem odkażającym do pyszczka, zdjęcie, a następnie powrót do wody. Rybka szybko odpływa.
![]() |
Ta samiczka przyszła do mnie po garść kukurydzy... |
Bardzo dobrze nad wodą sprawdziły mi się gumowe końcówki do podpórek, które otrzymałem tuż przed zasiadką od sklepu wędkarskiego markomserwis.sklepna5.pl. Trzymają bardzo mocno wędkę w swoich objęciach, nie pozwalając na wyrwanie jej z podpórki podczas brania ryby.
![]() |
Tak wygląda owa końcówka |
















Brak komentarzy:
Prześlij komentarz