18 czerwca 2016

Karpie z Feeder Bait




Obóz nad Soliną zakończony. Ten zalew ma jednak swój urok i mówiąc szczerze zamierzam tam wrócić, ale z wędką w bagażu. Po powrocie zacząłem planować kolejny wyjazd. Tym razem padło na krośnieńską gliniankę...

Wyjazd nastawiony był konkretnie pod karpia i test nowych kulek. Z firmą Feeder Bait nie miałem wcześniej do czynienia. Jeszcze przed odebraniem paczki od FB bardzo zaciekawiły mnie smaki jakie ta firma posiada w swojej ofercie. Tych bardziej ciekawych odsyłam do prezentacji firmy, którą znajdziecie po kliknięciu tutaj. Reszta doczyta małe co nieco w późniejszej fazie artykułu



Po przyjeździe na łowisko zajmuję miejsce obok znajomych, którzy nad wodą byli od godziny 7. Sprzęt zostawiam w małej zatoczce, w której to mam najlepsze efekty na Balatonie. Podczas rozkładania całego majdanu zauważyłem, że w wodzie nie ma jeszcze aż tak dużo zielska jak było dokładnie rok temu. Dno jest praktycznie czyste co znacznie ułatwi wędkowanie. Podwodna roślinność, która zawsze zajmowała praktycznie całą powierzchnię zbiornika jeszcze nie zdążyła się rozwinąć tak dobrze jak było to w zeszłych latach. Niewątpliwie był to duży plus dla mnie. Mam tutaj dużą szansę na ładnego karpia, bądź amura. Te drugie w tym zbiorniku zawsze były grube, co wcale nie powinno dziwić skoro mają tak sporo roślinności w wodzie. Możliwość złowienia karpia +10 kg jest prawdopodobne, ale co do tego potrzeba dużego szczęścia. Trzeba po pierwsze ominąć mniejsze karpiki, a później trafić i skusić do zassania przynęty tego większego miśka.

Podczas przygotowywania zestawów podchodzi do mnie spacerujący wokół łowiska przechodzień, który jak się później okazuje wędkuje na Balatonie i w okolicznych wodach. W tym czasie na włos mojej pierwszej wędki trafia kulka Feeder Bait "Imago". Zestaw zostaje zarzucony daleko od brzegu, a jego okolica zanęcona pelletem. Drugą wędkę zasiliłem dwoma ziarnami kukurydzy, a zestaw zarzuciłem około 15 metrów przy brzegu, ponieważ w okolicy znajdowało się dużo różnych podwodnych przeszkód (które wiedziałem już jak omijać), a brzeg był gęsto zarośnięty. Do tego rosły tam krzaczki, a drzewa po części znajdowały się w wodzie. Chyba nie muszę pisać jak dobra jest to miejscówka i że właśnie tutaj najczęściej łowione są te największe karpie. Okolice tego zestawu postanowiłem nęcić z koszyczka sypką zanęta z dodatkiem Method Mixu od Feeder Bait. Jak wyglądał całość mieszanki oraz z czego ją zrobiłem? O tym powiedzą poniższe zdjęcia (po nich przejdziemy już do tego co udało się złowić):

Takie produkty będą potrzebne do wykonania mieszanki

Method Mix wsypujemy do sypkiej zanęty

Power Powder doda mocy zanęcie!

Dodajemy kukurydzę, a następnie możemy już nęcić! Całość jest bardzo prosta w przygotowaniu, a jeszcze bardziej skuteczna!

O zanęcie wiecie już dużo. Ta mieszanka przyniosła mi tego dnia bardzo dobry wynik. Pierwsze branie bowiem nastąpiło niecałe... 5 minut po rzucie, gdy byłem na stanowisku obok, na którym wędkowali moi znajomi. Po czasie wracam do swoich wędek, a swinger leży na ziemi! Zacinam, ale ryba wzięła na przelotowy zestawik, więc szanse na samozacięcie były bardzo małe. Napełniam koszyk zanęta i wyrzucam w to samo miejsce. Po upływie kilku minut mam słabe branie. Swinger lekko podskakuje raz w górę, a raz w dół. Chwilkę czekam na pewniejsze pociągnięcie zestawu i zacinam! Jest, siedzi! Ryba walczy, czuć jej siłę. Traci ją po kilku minutach. Podbieram i ląduje około 3-kg karpia. Tłuściutka rybka zassała kukurydzę umieszczoną na włosie. Rana odkażona, kilka zdjęć i wracaj do domu!

Pierwsza ryba zasiadki

Na włos znów trafia kukurydza, do koszyczka zanęta, a zestaw leci w to samo miejsce. Leży jakieś 15 metrów od brzegu, na twardym dnie około dwa metry pod wodą. Kolejne branie niestety zostało "spalone", ponieważ zaraz po położeniu wędki na podpórkach poszedłem do kolegów obok. Nie spodziewałem się, że gdy wrócę do wędek jakieś 5 minut po rzucie znajdę swinger leżący na ziemi, a plecionkę całkowicie zluzowaną. Zacinam, bo przecież nie zostawię zestawu leżącego nie wiadomo gdzie, a tym bardziej zestawu, który być może zaciął już sam jakąś rybkę. Niestety do samozacięcia nie doszło, a ja zarzucam dalej w to samo miejsce. Tym razem nie odchodzę od wędek, czekam na krześle na kolejnego karpia. Branie następuje kilka minut po rzucie. Tym razem "wyczekaną" rybkę udaje się zaciąć. Po chwili karpik ze zdjęcia poniżej ląduje na macie. Szybkie odkażanie i plum! Spływaj!

Tym razem postanowiłem zafundować karpikom coś innego niż kukurydzę. "Troll" od Feeder Baits trafia na włos, a po chwili do wody. Pierwsze brania na kulkę były niepewne, dominowały lekkie pociągnięcia. Z proteiną na włosie doświadczyłem pierwszego "odjazdu" podczas dziewięciogodzinnego wyjazdu! Pewne zacięcie i pewny hol daje na brzegu małego karpia. Pierwsza rybka na kulkę Feeder Bait zostaje zapisana na moim koncie. Zdjęcie i oczywiście do wody. Wydaje się, że udało mi się trafić na ławicę karpi. Być może na niewielkim zbiorniku jakim jest Balaton ryby te pływają zbiorowo. Drugą opcją jest też wybrana przez mnie miejscówka pełna w niektórych miejscach sporej ilości podwodnych przeszkód - być może ryby czują się tutaj bezpiecznie. Najważniejsze jednak jest teraz to, żeby utrzymać w okolicy te ryby, które już tutaj są, a tym samym zwabić ewentualnie te przepływające obok.

Podczas tej zasiadki jeden z zestawów praktycznie cały składał się z akcesoriów od Yorka. Wędka, kołowrotek, żyłka, haczyk, plecionka przyponowa i leadcor to to co tego dnia miałem przyjemność użyć nad wodą. Na ten miesiąc przygotowuję test wędki York Devil Carp 2, który pod koniec czerwca lub na początku lipca pojawi się już na mojej stronie. Na razie mogę powiedzieć, że kij doskonale wypełnia swoje zadania zarówno podczas holu, jak i podczas rzutu.

"Ambrozja" to kolejna z przynęt Feeder Bait, która tym razem ruszyła w bój. Owocowa kulka zawsze w cieplejszych porach spełniała swoją rolę i za jej pomocą udawało się przyjąć w gościnę na brzeg jakiegoś karpia bądź amura. Z truskawką mam miłe wspomnienia praktycznie z każdej pory roku. Jednak z mieszanką truskawki i banana jeszcze w swoim wędkarskim życiu nie miałem styczności. Byłem ciekaw efektów, a te były zadowalające. Za pomocą "Ambrozji" udało się złowić dwa karpie pod rząd. Wprawdzie nie były to jakieś olbrzymy, ale ryby które cieszą - czyli karzełkami też nie są. Jak na razie kuleczki rzeszowskiej firmy sprawdzają się doskonale. Podczas tych wszystkich dotychczasowych brań tylko jedno z nich było gwałtowne, zakończone odjazdem. Reszta to delikatne podskoki lub opady swingera. Jednym słowem ryby żerują bardzo delikatnie lub po prostu ostrożnie... Po tych dwóch karpiach nastąpiła chwila ciszy. Brania tak jakby ustały. Do tego każde z brań następowało na wędce bliżej brzegu, bliżej trudniejszego dna. Z środa glinianki jak na razie nie udało się nic złowić.

Czas przestoju (ciszy w braniach) można było wykorzystać na lekturę Wiadomości Wędkarskich oraz na fotografowanie kaczek, które cały czas odwiedzały moje stanowisko. Po pewnym czasie spotkała mnie również fajna niespodzianka, a mianowicie z pobliskich zarośli na spacer wyszła rodzinka kokoszek. Piękne czarne ptaszki z czerwonymi dziobami. Na przodzie wyszedł jeden dorosły osobnik, za nim trzej młodzi członkowie rodziny, a tyły osłaniał znów dorosły ptak. Piękna rodzinka! Aż miło było popatrzeć!

One też żerują w tej wodzie


O 14 w końcu cisza zostaje przerwana. Coś zainteresowało się kukurydzą o zapachu "Monster Crab". Sygnalizator powolutku zmierzał jednostajnym ruchem do góry. Był to oczywiście sygnał do zacięcia. Tak też się stało. Walka z rybą trwa. Zdobycz nie chce tak łatwo odpuścić. Gdy ta jest praktycznie przy brzegu mam pierwsze branie tego dnia na wędce po lewej - doskonale widać to na filmowej relacji z wyprawy (znajdziecie ją na końcu artykułu) w minucie 3:33 - przypatrzcie się w okolice podpórki drugiej wędki. Swinger z drugiej wędki po prostu spadł na ziemię. W tym czasie podbieram karpia, szybko odhaczam, fotografuję i uwalniam. Ryba bez najmniejszych problemów ucieka do swojego podwodnego mieszkania. Karp wrócił do wody, a ja napełniam koszyczek.
Gdy ten został już wypełniony zanęta, przy zakładaniu kukurydzy na włos zaczyna piszczeć sygnalizator od tej właśnie wędki, której swinger opadł na ziemię. Tym razem konkretny odjazd. Zacinam! Jest! Czuć znaczny opór, ryba walczy na prawdę nieźle. Tej akurat spodobała się "Mania" (również od Feeder Bait). Po chwili przy brzegu rozpoczyna rzucać się ładny karpik. Ryba waży około 2,5 - 3 kg. Podbieram i fotografuję. Szybko zostaje jej zwrócona wolność, a dzisiejsza niemoc wędki zarzuconej daleko od brzegu zostaje przełamana! Kto wie, może teraz na ten zestaw ryby zaczną brać?
Nastała kolejna godzina przerwy od brań... W tym czasie mogłem odnotować jedynie pojedyncze piśnięcia sygnalizatorów. Pogoda tego dnia nie rozpieszczała wędkarzy, aczkolwiek nad wodą udało mi się przeżyć już gorsze jej kaprysy. Rano słońce zmieniało się rolą co chwilkę z chmurami, a gdy te przeszły znowu zaczęło świecić. Około południa dość mocno popadało. Deszcz potrwał góra z 20 minut. W tym czasie można było w płaszczu przeciwdeszczowym udać się donęcić troszeczkę zestawy, a już chwilę po tej czynności holować kolejnego tego dnia karpia. Podczas deszczu zaczął również wiać mocniejszy wiatr. Po kilkunastu minutach wszystko się uspokoiło, a ja mogłem już usiąść na krześle i wygrzewać się w promieniach słońca. Okolice godziny 17 i kolejne branie na wędkę zarzuconą blisko brzegu. Karp tym razem mimo swoich niewielkich rozmiarów sprawił troszeczkę trudności, ponieważ postanowił zwiedzić podczas holu okoliczne zarośla, o których w tym momencie akurat zapomniałem. Na jego nieszczęście nie udało mu się "pooglądać" tych przeszkód, a ja po chwili mam go w podbieraku. Standardowo, według mojej reguły: odhaczanie i pstryk płynem odkażającym do pyszczka, zdjęcie, a następnie powrót do wody. Rybka szybko odpływa.

Ta samiczka przyszła do mnie po garść kukurydzy...

Dziwna sytuacja miała miejsce podczas ostatnich minut zasiadki. Branie do brzegu, za chwilę gwałtownie pod kij i następnie spokojnie do brzegu. Po podniesieniu wędki czuć spory opór. Walka trwa w najlepsze, a ryba demonstruje swoją siłę. Po kilku minutach przy brzegu doświadczam dziwnej sytuacji. Mianowicie ponad wodą widzę już cały 80-cm leadcor, ale wciąż nie mogę dostrzec ryby- tą dalej czuję na wędce. Wszystko zostaje wyjaśnione po kilku następnych obrotach korbką. Na haczyku widzę niebieski sznur (czytaj - grubą żyłkę). Linka miała na moje oko średnicę około 0,5 mm! Nigdy tak grubej żyłki nie miałem w rękach. Teraz akurat miałem do tego okazję. Odkładam wędkę firmy York na podpórkę, a hol dokańczam przy użyciu rąk. Chwilka męczenia się z rybą, kilka rys na lewej dłoni i ryba znajduje swoje miejsce w podbieraku. Ładny, gruby karp o długości mniej więcej 50 cm leży na brzegu. Pływał on z dość sporym kawałkiem żyłki. Odcinek jaki miał w pysku mógł mieć nawet z 30 metrów! Współczuję mu pływać z takim sznurem za sobą... Ma szczęście, że trafił na odpowiedniego wędkarza, który po zdezynfekowaniu rany po dosłownie zardzewiałym haku z jakim pływał oraz po śladach, które wyrządziła mu gruba żyłka na ogonie trafił po drobnej reanimacji do wody. Wcale nie dziwię się, że karp potrzebował chwili by wrócić do sił... Po ciągnięciu takiego balastu za sobą... Do tego mniej więcej w połowie odnicinka żyłki z jaką pływał zaplatał się dość spory patyk... Na szczęście karp był dzielny i bez żadnych problemów odpłynął.

Bardzo dobrze nad wodą sprawdziły mi się gumowe końcówki do podpórek, które otrzymałem tuż przed zasiadką od sklepu wędkarskiego markomserwis.sklepna5.pl. Trzymają bardzo mocno wędkę w swoich objęciach, nie pozwalając na wyrwanie jej z podpórki podczas brania ryby.

Tak wygląda owa końcówka

Na koniec podczas rozmowy przez telefon notuje gwałtowny odjazd, którego niestety nie udaje się wykorzystać. Po kilku sekundach ryba "spada" z haczyka, a ja rozpoczynam pakowanie sprzętu... Celem wyprawy było głównie sprawdzenie przynęt od Feeder Bait przed zbliżającą się wielkimi krokami dwudniową zasiadką. Mniejsze karpie z chęcią zasysają te kuleczki. Niedługo zobaczymy co stanie się, gdy przynęty tej firmy trafią na dno akwenu, w którym mogą liczyć się ze spotkaniem oko w oko z ogromnym karpiem! To już niedługo... A teraz zachęcam do obejrzenia filmowej relacji z wyjazdu nad krośnieńską gliniankę:

Pozdrawiam - Kamil

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz