21 sierpnia 2020

Pierwsze pstrągowe wyniki tego roku

Ciężkie jest wędkarstwo na rzece w tym roku... Na okrągło coś utrudnia życie. Jeśli nie mocne opady deszczu (podkreślam słowo mocne, bo niekiedy działo się na prawdę wiele!), to wysoka rzeka, która wodę zbierała gdzieś u swoich źródeł i po prostu uniemożliwiała wyjście i takie spełnianie się po wędkarsku, do czego czasami wystarczy sam pobyt nad wodą. Ten rok jest na prawdę dziwny… i słaby... Szkoda słów. Jeśli nie słońce i nagrzane do 30*C powietrze to, albo w nocy temperatura spada do 5*C albo to pada mocny deszcz, albo też jest duża woda. Brakuje jeszcze śniegu w lipcu - ale o tym może lepiej nie mówić bo jutro spadnie...

W połowie lipca wybrałem się na dopiero trzecią w tym roku pstrągową przygodę. Nie ukrywam, że zmotywował mnie fakt otrzymania woblerków firmy Engima Baits, które to jak dla mnie wyglądały cudownie! Jednak przecież nie liczy się to jak one wyglądają dla mnie, ale samo to jak będą prezentować się w wodzie i czy zyskają zainteresowanie u kropkowanych ryb!

Przed wyjściem nad rzekę miałem nadzieję na bardzo fajne łowienie, ale... No właśnie, ale... Po wejściu do wody, standardowo jak zawsze za pomocą dłoni sprawdzam jaką temperaturę ma woda. Tym razem, tuż po włożeniu ręki wyciągnąłem ją bardzo szybko. Lodowata! Temperaturę śmiało można było porównać do tej z hmm... Marca? Myślę, że tak. Do tego sam stan wody był wyższy niż zazwyczaj. Woda śmiało była głębsza o jakieś 20 cm - a to na taką małą rzeczkę jest sporo.

Zimno "dobierało" się do mnie nawet przez spodniobuty Yorka. Brrr... Zimno! Na szczęście już pierwsze rzuty dały mi możliwość zapomnienia o dającym się odczuć w ogromnym stopniu uczuciu zimna. Już w trzecim rzucie coś podskubywało różowego woblerka Engima Baits. Prawdopodobnie były to klenie czyhające w głębszej, niezbyt przejrzystej wodzie. Dlaczego to wiem? Po pewnym czasie nastąpił atak, który udało mi się zaciąć. Ryba walczyła dzielnie, po pewnym czasie na wodzie pokazała się średniej wielkości "kluska", która zdążyła zmęczyć się do tego stopnia, że wyłożyła się na wodzie i nie miała zbytnio chęci na dalszą ucieczkę. Z okazji wypada skorzystać i podebrać rybę. Dałem jej około 25 cm długości, po kilku fotach wróciła do wody. Co na nią zadziałało? Jak wspomniałem wyżej różowy wobler, do tego bardzo wolno prowadzony z nurtem rzeki...

Po kilkukrotnym przejściu fal dużej wody, gdy deszcz padał praktycznie bez przerwy rzeka zdążyła zmienić się w stopniu znacznym. Stworzyła wiele ciekawych pod względem wędkarskim miejsc, naniosła różne gałęzie, konary i korzenie drzew... Wielkie głazy znalazły się w miejscach, gdzie do tej pory nie było ich widać. Może po prostu rzeka odkryła coś co było przez tak długi czas ukryte pod mułem? W każdym razie stworzyła na prawdę cudowne miejsca, ale niestety, tego dnia nie udało się w nich sprowokować żadnej ryby. Myślę, że ogromny wpływ na to miała podwyższona woda, a do tego jej lodowata temperatura.

Minąłem wiele fajnie zapowiadających się miejsca, gdzie nie dała się zauważyć żadna ryba... Dopiero jedna z głębokich skarp, gdzie rzeka meandruje standardowo przynosi branie. Wobler Engima Baits w kolorze różowym zostaje zaatakowany przez jakąś rybę, ale ta ostrożnie trąca przynętę, nie dając możliwości skutecznego jej zacięcia... Następuje seria kombinacji, zmian przynęt, technik prowadzenia... Ale nic z tego, ryby śpią.

Kolejna głęboka miejscówka, gdzie rzeczka płynie sobie powoli pozwoliła odczuć mi atak ryby. Ta zainteresowała się woblerem "z jajem". Niestety, ryby są do tego stopnia ostrożne, albo po prostu mało aktywne, że ataki nie przynoszą żadnego skutku. Pstrąg dobre kilka metrów uganiał się za woblerem po to, aby na końcu jedynie delikatnie go trącić. Ryby są ospałe, zimna woda źle na nie wpływa. Zniechęcenie dobiera się do mnie coraz bardziej... Odechciewa się dalszych rzutów, a perspektywa złowienie fajnej ryby powoli zdaje się odchodzić w zapomnienie. Do tej pory nie stało się nic nadzwyczajnego, więc dlaczego miałoby się coś zmienić?

Zmarnowany i zniechęcony w końcu trafiam na miejscówkę gdzie co roku spotykałem duże ryby. Kilka rzutów i nagle, nagle... Atak!! Mocne uderzenie i siedzi! Ryba wyciąga żyłkę z kołowrotka, póki co walczy jedynie przy dnie. Ma siłę, ma moc! Ręce zaczynają drgać! Cały dzień starań, chodzenia po zimnej wodzie. Mimo ciągłych nerwów pojawił się uśmiech na mojej twarzy. Ale ryba wciąż walczy, po kilku wyciągnięciach linki z kołowrotka słabnie, daje się podciągnąć do powierzchni. Pokazuje się śliczny, ponad 30-cm pstrąg! Ryba jednak przestraszyła się i zaczęła kolejny raz uciekać. Siły i zaangażowania odmówić jej nie można! Prawdziwy dziki pstrąg! Po czasie ten zbliża się do mnie, następuje próba jego podebrania ręką... Ucieka, znów wybiera linkę! Na szczęście kolejny raz był już dla mnie udany, ryba podebrana i gotowa do zdjęć. No właśnie, do zdjęć... Gotowa... Szczerze? Nie wiem czy nie był to póki co najtrudniejszy do opanowania na brzegu pstrąg jakiego złowiłem... Zrobienie ładnego zdjęcia tej rybie było bowiem niemożliwe. Fotki są jakie są, a pstrąg po krótkiej reanimacji pełen sił odpływa! Rybka miała 38 cm.


Kolejna historia warta uwagi wydarzyła się jakieś 200m dalej, idąc w górę rzeki. Najpierw w zacienionym miejscu, gdzie korzenie drzew zdawały się wyrastać w dno rzeki za woblerem Engima Baits zaczął uganiać się pstrąg! Odprowadzał on przynętę praktycznie pod moje nogi... Zdarzyło się tak kilka razy. Z doświadczenia wiem, że taka ryba nie zaatakuje przynęty, a jeżeli się to zdarzy to będzie to jedna taka sytuacja na 100 innych. Zmiany przynęt, kolorów, technik prowadzenia... Nic nie przyniosło skutku. Idę dalej, a dalej w miejscu gdzie silny nurt uderza o brzeg rzeki za woblerem wypływa pstrąg! Pstrąg słusznej wielkości, sporych rozmiarów. Pokazał on się jednak tylko raz, nie zaatakował, a jedynie odprowadził i pooglądał przynętę. Przy kolejnych rzutach już go nie zobaczyłem...

 

Kamil Skwara

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz