30 lipca 2019

Karpiowe podróże...

Początkiem miesiąca wspólnie z siostrą wybrałem się na nieznane mi do tej pory łowisko, o którym nie mogę wspomnieć, ponieważ właściciel nie wyraził na to zgody. Droga na łowisko trwała dość długo, ale w końcu udało się dojechać na upragnione miejsce. Zarezerwowane przez nas stanowisko już czekało na pierwszą wywózkę zestawów. Właściciel przed wjazdem na łowisku poinformował mnie o specyfice tego stanowiska. Po dojechaniu na nie rozpoczęliśmy rozpakowywanie sprzętu, a później sondowanie wody.


Przy pomocy informacji uzyskanych od Właściciela oraz danych, jakie odczytałem dzięki echosondzie Deeper namierzam trzy interesujące mnie miejsca. Dno w ich okolicy wyglądało jak na poniższych zrzutach ekranu. Najgłębsze miejsce na moim stanowisku miało mieć około 2,5-3 metrów wody. Niestety takiego nie udało mi się zlokalizować... Moje zestawy umieściłem na wodzie o głębokości od 1,5-1,9 metra. Co do samych przynęt to zdecydowałem się na użycie dwóch "grubszych" zestawów ("bałwanek" z kulek 14 i 20 mm) i jednego z mniejszą przynętą – dumbells 12mm. Nęciłem delikatnie i punktowo niewielką ilością kulek i kukurydzy z dodatkiem mniejszego pelletu.


Łowisko sprawia fajne wrażenie - trawa nie jest wykoszona na "zero", rośliny i krzewy rozwijają się tak jak im się to podoba - nikt ich nie przycina, nie kosi... W linii naszego brzegu ciężko jest ustawić poda z wędkami - co też bardzo mi się podoba! Wszędzie jest ładnie, zielono. Po prostu pięknie!


Przez popołudnie i wieczór nie dzieje się zbyt dużo w obrębie naszego stanowiska. Z kolei na dwóch innych udało się złowić w ciągu tego dnia dwie ryby 20+. Pokazuje to tylko potencjał łowiska i pozwala nam myśleć pozytywnie. Mimo, że nie znam w ogóle tej wody mam nadzieje na przynajmniej jedną fajną rybę! Sondowanie wydawało mi się, że przebiegło pozytywnie i dobrze, powinno też dać upragnione rezultaty. Szkoda tylko, że nie mogłem położyć zestawu na wodzie głębszej niż 3 metry, bo przy temperaturze wody oscylującej w granicach 30*C (!) mogłoby to być bankowe miejsce…

Dopiero wieczorem w naszej okolicy zaczęły spławiać się pojedyncze ryby. Kije pozostają natomiast bez przysłowiowego drgnięcia… Tak sprawa ma się do godziny 23. Kilka minut po jej nastaniu notuję wyjazd! Ryba zabrała ze sobą zestaw z dumbellsem. Podnoszę wędkę do góry i w tym momencie możemy cieszyć się z ryby! Wędkę przekazuję siostrze, ponieważ według naszej umowy pierwszą rybę zawsze holuje ona. Rybka daje nam popalić od samego początku. Nie wykonuje jednak szybkich i gwałtownych ruchów jak ma się to przy mniejszych zdobyczach. Karp walczy zaciekle, lecz po chwili zyskujemy nad nim przewagę. Zabieramy mu cenne metry żyłki, tym samym zmniejszając dystans, jaki nas dzieli. Ryba cały czas próbuje uciekać, próbuje uciekać w stronę otwartej wody. Odpływa tylko kilka metrów, a tuż po tym zostaje zatrzymana i przyciągnięta z powrotem do brzegu. Próbuje jeszcze wpłynąć w rośliny znajdujące się przy naszym brzegu, co wymaga od nas delikatnego gimnastykowania się, ponieważ trzeba było wychylić się w stronę wody z wędką wyciągniętą do przodu i ciągnąć rybę wzdłuż linii brzegowej, a nie do brzegu jak ma się to zazwyczaj. Nasze trudy zostają wynagrodzone, a my możemy cieszyć się rybą ważącą 14,10 kg!


Karp został wypuszczony, a my idziemy spać. Noc jest spokojna. Pojedyncze piknięcia, co jakiś czas powodują, że otwierają się moje oczy.


Po porannym przebudzeniu się zacząłem przygotowywać drobne śniadanko. Tym razem padło na jajecznicę z kiełbaską i pomidorami. Zabawa w kucharza szła mi bardzo dobrze do momentu, kiedy jeden z sygnalizatorów Yorka nie zaczął grać! Podnoszę wędkę w górę i czuję silny opór. Rybka wzięła na przynętę umieszczoną niedaleko wyspy. Wydawała się być mocna - nie wykonywała gwałtownych ruchów. Od samego początku pokazywała, bowiem, że jest godnym przeciwnikiem. Kij zgina się całkiem fajnie, amortyzuje odjazdy ryby i jej gwałtowne szarpnięcia. Rybka swoją siłę zaczyna pokazywać dopiero mniej więcej jakieś dwadzieścia metrów od brzegu. W tym właśnie momencie zdobycz zaczęła wybierać linkę i uciekać na boki. Jako, że wzięła na środkową wędkę to musiałem ją utrzymać między wędkami. Dopiero w momencie, gdy znajdowała się dosłownie przy samym brzegu zdecydowałem się na przeciągnięcie jej pod lewą wędką (kije były ustawione dość wysoko). Podbierak trafia do wody, a w tym samym momencie ryba decyduje się wybrać - spokojnie mówiąc - około 15 metrów żyłki. Był to już ostatni taki zryw ryby. Po przyciągnięciu jej do brzegu ta trafia do podbieraka. Okazuje się być nią całkiem spory karp. Ma on na pewno ponad 10 kg! Jest supeeer! Po sesji fotograficznej następuje zważenie ryby. Waga pokazuje 13,80 kg (po odliczeniu wagi worka). Odkażamy miejsce, gdzie haczyk wbił się w pyszczek ryby, a następnie uwalniamy naszą zdobycz!


Dzień mija bardzo spokojnie. Pogoda dopisuje, nawet za bardzo. Na brzegu, przy którym nie ma ani odrobinki cienia, ani jednego wyższego drzewa, czy krzewu orzeźwienia szukamy jedynie w wodzie… znajdującej się w kołysce! Nie wiem czy próbowaliście, ale jest to dobry sposób na zmoczenie sobie nóg :D hahaha A w dzień kiedy temperatura powietrza w cieniu osiąga 29*C (do słońca na szczęście nie wiem ile było, bo chyba załamałbym się) taki sposób potrafi naprawdę wiele dać! Po południu zapowiadało się na burzę, na jakiś deszczyk… Czekaliśmy na nią wręcz z utęsknieniem, ale ta krążyła wokół nas i krążyła, po to aby ostatecznie przejść bokiem…


W okolicach godziny 1 następuje branie na zestawie znajdującym się pod wyspą – skrajna prawa wędka. Palec na żyłkę, kij w górę! Mamy Cię! Tuż po podniesieniu kija dokręcam hamulec w kręciołku Absolution 9000 i oddaję wędkę siostrze, której teraz nastąpiła kolej na hol. Rybka do brzegu podpływa niemal bez najmniejszych odjazdów, jest potulna jak baranek. Nie świecimy po wodzie białym światłem latarek, lecz czerwonym, co zdecydowanie mniej „denerwuje” rybę. Ta niedaleko brzegu próbuje kilka razy odpłynąć w prawo i w lewo, ale jakoś nie wykazuje zbytniej ochoty do walki (woda w nocy miała 26*C, przy czym temperatura powietrza wynosiła tylko 11!!). Podbieramy karpia, który okazuje się być największą rybą zasiadki! 14,50 kg po odliczeniu worka! Zrobienie zdjęcia, a nawet samo zważenie ryby nie było łatwe – karp nie walczył w wodzie, ale swoje siły zostawił na inne chwile. Do zdjęcia praktycznie nie dał się podnieść – uspokajaliśmy go nawet poprzez zasłonięcie oczu, co pomagało jedynie na chwilę… Podczas ważenia ryba cały czas poruszała się, ciężko było dokonać dokładnego pomiaru… Po prostu był to karp mający ADHD!! Po w końcu udanej sesji zdjęciowej rybka wraca do wody!


Tak oto minęła nasza zasiadka nad tajemniczym zbiornikiem X, nad którym to byłem pierwszy i mam nadzieję nie ostatni raz – chociaż o jego przyszłości krążą już różne pogłoski… We czwartek około godziny 10 jesteśmy gotowi do wyjazdu i kierujemy się do domu!


Kamil Skwara

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz