Jak to zazwyczaj bywa, na brzegach zbiornika czeka już na mnie kolega, który oczywiście dojechał szybciej. Ja nad wodę trafiam w momencie, gdy już prawie zapadał zmierzch. Korzystając z ostatnich minut "jasności" przygotowuję swój sprzęt oraz stanowisko. Zdecydowałem się na "grubsze" łowienie: pierwsza wędka wyposażona została w bardzo, bardzo słodkiego bałwanka, na którego składał się 16-mm popek i 18-mm kulka. Jak wspomniałem wcześniej ten zestaw został stworzony na słodko. Drugi z włosów był przygotowany dla smakoszy morskich specjałów. Popkiem była tutaj kulka o zapachu tuńczyka, natomiast tuż pod nią znajdowała się kula o zapachu kałamarnicy. Nęciłem mieszanką składającą się z pelletu w wielkości od 4-16mm oraz całymi i pokruszonymi kulkami. Zanęta miała bardzo urozmaiconą mieszankę zapachową - od halibuta po truskawkę i piernik. W tym czasie również kolega przygotował swoje zestawy. Gdy już przynęty znalazły się w wodzie przyszedł czas na upragniony odpoczynek.
Pierwsze branie następuje około godziny 24. Na jednej z wędek kolegi następuje całkiem fajny odjazd! Kolega podnosi kij do góry i już od tej pory cieszy się kontaktem z rybą! Ta dzielnie walczy w okolicy dna, próbując znaleźć schronienie w roślinności porastającej dno, a dodatkowo zbierając też rośliny, które utrudniają hol (obwijają się wokół przyponu i złączek). Okazuje się jednak, że ryba nie ma aż tak dużo sił jak zapowiadało się na początku. Waleczności nie można jej jednak odmówić, ale mocny, dobrze wyregulowany sprzęt robi swoje! Po krótkiej chwili w świetle latarki pokazuje się cień zdobyczy. Coś jednak jest nie tak... Przemknęła w świetle latarki, ale swą budową nie przypominała karpia! Jesiotr? Nieeeee, to był sum, który już przy kolejnym kontakcie z powierzchnią wody pozwolił na podebranie się. Rybka ważyła niecałe 6 kg i mierzyła 94 cm! Piękna niespodzianka jak na początek zasiadki!
W późnych godzinach nocnych przyszła także szansa dla mnie! Z
centralki Yorka rozlegał się dźwięk, ten przyjemny, piszczący! Paliła się
czerwona dioda, czyli to znak, że branie nastąpiło na środkową wędkę! Zaspany
wybiegam z namiotu, podchodzę do wędek i podnoszę w górę tę właściwą. Od tego
momentu rozpoczęło się to co najlepsze! Hol! Rybka trzyma się dna, a tuż po
zacięciu wydawało się, że ukryła się na drobną chwilkę w podwodnych roślinach.
Hol na ogół przebiega spokojnie, nie wyczuwam charakterystycznych dla
mniejszych karpi gwałtownych ruchów. Ryba jest raczej opanowana, ale za to
ciężka! Do brzegu hol przebiega bezproblemowo - rybka może kilka razy odjechała
gdzieś w bok. Będąc już kilka, może kilkanaście metrów od brzegu rozpoczyna
szaleć... Zaczynają się dłuższe odjazdy, ryba ma jeszcze dużo siły na
zabieranie żyłki. Po kilku takich próbach udaje mi się ją dociągnąć do brzegu,
gdzie w około półmetrowej wodzie pokazuje swoje oblicze. Niestety stało się coś
czego nie przewidziałem... Przy próbie ucieczki w prawo, ryba zahacza
ciężarkiem o denną roślinę przez co bezzadziorowy hak wypada jej z pyszczka
niemal na naszych oczach... Mariusz, który czekał z podbierakiem przy lustrze
wody mówił, że karp ważył na pewno ponad 10 kg... No szkoda...
Pozostała część nocny mija spokojnie. Rano, gdy budzimy się nad
wodą utrzymuje się nadal gęsta mgła. Czekamy jeszcze godzinkę na to, aby
zmienić przynęty na naszych zestawach i spokojnie wypłynąć łódką. Po nocnej
spince karpia zmieniam też swoje zestawy - delikatnie je ulepszając. Dzień mija
nam w świetnej atmosferze. Szkoda tylko, że wieczorem Mariusz musiał już wracać
do domu...
Po całodniowym oczekiwaniu, wieczorem w końcu coś zaczyna się
dziać. Mam delikatny i bardzo powolny odjazd na jednej z wędek. Przy podniesieniu
wędki wyczuwam opór! Może nie jest zbyt ciężkie, ale swoje waży. Rybka jednak
nie sprawia problemów, pozwala się spokojnie przyciągnąć do brzegu, gdzie
okazuje się być nią... Całkiem ładny leszcz! Ryba waży 2,05 kg! Całkiem fajna,
ale to nie na nią czekałem!
Mniej więcej do godziny 22 doławiam jeszcze trzy leszcze, z
których najmniejszy waży 1,3 kg... Biorą jak wściekłe, na naprawdę grube
przynęty! Decyduję się więc na podnęcanie jedynie kilkoma grubymi kulami.
Taka taktyka około godziny 24 daje mi kontakt z upragnioną
zdobyczą! W końcu mam to na co czekałem! Z namiotu wyciąga mnie szybki i
gwałtowny odjazd! Po chwili wędka jest już w górze, a rybka od samego początku
nie zatrzymuje się, lecz wybiera żyłkę z kołowrotka. To jest to na co czekałem!
Oj były nerwy, oj były. Ręce aż się trzęsły, nie chciałem stracić tej ryby...
Cały sierpień nie miałem możliwości, aby zobaczyć jak wygląda pyszczek karpia -
teraz mam taką możliwość. Po czasie ryba zatrzymuje się, a ja zaczynam
kontratak, zabierając jej kolejne metry żyłki. W tym samym czasie ryba swoją
masą próbuje przeszkodzić w zrealizowaniu mojego planu, jakim jest jej szczęśliwe
przyciągnięcie do brzegu. Nie udaje jej się to. Po kilku minutach ryba jest już
przy brzegu. Tutaj mijają kolejne sekundy, ponieważ karp nadal nie daje oznak
zmęczenia! Walczy jak oszalały. Ucieka na boki, jakby wiedział, że w wodzie
czekają przeszkody - i wie o tym bardzo dobrze. Rybę na szczęście zatrzymuję i
już po czasie znajduje się w podbieraku! Jest moja!
W kołysce Sakany odpowiednio zajmuję się moją zdobyczą, ważę ją.
Waga wskazuje 10,5 kg! Piękny karpik! Pakuję go do worka karpiowego od firmy
York, w którym rybka bezpiecznie poczeka do rana. Gęsta mgła uniemożliwiała
zrobienie fajnego zdjęcia...
Jeszcze tej samej nocy los dał mi kolejna szanse na spotkanie się
z rybą, której poświęcam swoje zasiadki. Branie nastąpiło na kijek Devil 2
Carp, który już wcześniej miał kontakt z rybą. Poprzedni hol zakończył się
sukcesem, oby tak było i w tym przypadku! Na żyłce wyczuwałem jak ryba
przeciera ją o podwodne zarośla - pewnie szukała schronienia. Nie wykonywała
gwałtownych ruchów, nie uciekała w zniewalająco szybkim tempie, a do tego było
czuć że jest gruba! Przez kilka minut cała akcja rozgrywała się na otwartej
wodzie, gdzie ryba uciekała na boki, czasami wybierając po kilka metrów żyłki
znajdującej się na szpuli kołowrotka. Po przyciągnięciu do brzegu karpia było
stać na tylko jeden odjazd w bok, wzdłuż brzegu, gdzie sam pewnie wiedział że
może szukać swojej szansy, szansy na ucieczkę. Kolejne przyciągnięcie ryby
blisko moich nóg kończy się podebraniem! Od tego momentu cieszę się kolejną
rybą złowioną na łowisku "U Schabińskiej"! Karp w worku poczeka do
rana na krótką sesję zdjęciową. Ważył 10,60 kg.
Tak wyglądają ryby, które udało mi się złowić w nocy:
Karpiki oczywiście wróciły do wody:
(przepraszam za odwrócony obraz ;p )
Do końca zasiadki nie udało się wywołać kolejnych brań. Około 10
zapakowałem sprzęt do auta i udałem się w stronę domu z kolejną dawką
niezapomnianych przygód!
Kamil Skwara
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz