21 stycznia 2016

Wędkarstwo karpiowe - coś pięknego


Wpis oparty jest na moim doświadczeniu, więc niektórzy z Was mogą nie zgadzać się z tym, co przeczytają poniżej…


Na początek kilka słów o bohaterze tego artykułu...
Karp osiąga nawet ponad metr długości oraz masę ponad 30 kg! Jednak, aby urosnąć do takich rozmiarów ryba potrzebuje sporo czasu. Czasami jest to ponad 25 lat. Naturalne środowisko karpia to głównie wody zachodniej Azji i południowo-wschodniej Europy. Dla polskich wód jest to gatunek obcy, prawdopodobnie sprowadzony z Czech (pomiędzy XII, a XIII wiekiem), który zagościł najpierw w wodach komercyjnych, prywatnych, a dopiero później zasiedlił dzikie zbiorniki. Przez wielu z nas karp jest traktowany, jako jedna z ważniejszych postaci w naszym życiu, jest to stworzenie, do którego z naszej strony płynie ogromny szacunek! I tego się trzymajmy…


Wędkarzy karpiowych kojarzy się głównie z ludźmi, którzy spędzają dni, a nawet tygodnie nad wodą, często czekając na to jedno, jedyne branie, które może zmienić obraz kilkudniowej lub nawet tygodniowej zasiadki. Wędkarstwo karpiowe to ciągłe kombinowanie (jeśli ryba nie bierze na jedną z naszych przynęt zmieniamy ją, zmieniamy zestawy końcowe, miejsce i technikę nęcenia). Kilka dni spędzonych nad wodą potrafi zmienić człowieka i jego nastawienie do przyrody. Podczas karpiowych zasiadek można nauczyć się szacunku do przyrody, do ryb i do wszystkiego, co żyje wokół nas. Na zasiadkach bardzo często przeżywamy niezapomniane chwile, a każdy wypad nad wodę jest dla nas inny, przynosi nowe emocje, które na długo pozostają w głowie. Przykładem tutaj może być wizyta dzika w ciemną noc, gdy śpimy sobie spokojnie w namiocie – tego na pewno nie zapomnimy przez długi, długi czas! Już nieraz spotkałem nad wodą zaskrońca, sarnę lub latające w nocy nietoperze. Nierzadkim zjawiskiem, które obserwuję głównie nad jednym z podkarpackich łowisk jest przepłynięcie przez zaskrońca po powierzchni wody z jednego końca stawu, na drugi (około 80-90 metrów!) – taka sytuacja nad tą wodą jest na porządku dziennym i można ja zaobserwować nawet kilka razy w ciągu dnia. Emocje podczas holu dużego karpia to coś, co zapamiętamy na długo... Po prostu to jest piękne! Co zrobimy, gdy nad wodą spotka nas potężna burza? Łowimy dalej, czy jedziemy do domu? Decyzja należy do nas. Musimy pamiętać o naszym bezpieczeństwie, ale czas spędzony nad wodą, podczas takiej pogody dostarcza dużo emocji! Najlepiej jest ściągnąć wędki ze stojaków i położyć na trawie, a jeszcze lepiej wyciągnąć zestawy z wody, a wędki odłożyć w odległości kilkunastu metrów od nas. Burza, która zastała nas nad wodą to nie lada przeżycie, ale również niebezpieczeństwo – pamiętajmy o tym. Nie wiem, dlaczego ale uwielbiam przebywać nad wodą, w namiocie, gdy pada deszcz. Oczywiście rzeczą jasną jest, że nie chciałbym spędzić tak dłuższego czasu – ale kilka godzin jak najbardziej.

Poszanowanie ryby, która jest „obiektem” naszych ogromnych starań w obecnych czasach stało się jedną z ważniejszych cech karpiarza. Łowca karpi etycznie postępuje z rybami, swoją zdobycz traktuje z szacunkiem. Poza wodą ryba znajduje się na zwilżonej wcześniej macie lub w kołysce karpiowej, których zadaniem jest zapewnienie bezpieczeństwa rybie. Dodatkowo specjalnymi środkami (lub zwykłą wodą utlenioną) odkażamy rany po haczykach. Karpiom poświęcamy wiele czasu nad wodą oraz w domu przygotowując się do zasiadki, obmyślając odpowiednią taktykę. Bardzo często podczas wyprawy przebywamy w ciężkich warunkach – nierzadko, bowiem można spotkać karpiarza łowiącego w deszczu, śniegu, mrozie, silnym wietrze, jak i podczas upalnego lata. Dzięki temu, że duże karpie są ciężkie do złowienia uczymy się pokory, a złowionej rybie po wykonaniu z nią kilku zdjęć (jest to dużo lepsza pamiątka niż głowa ryby, którą zawiesimy na ścianie) zwracamy wolność. Pamiętajmy, że duży karp jest pomnikiem przyrody oraz o tym ile poświęcamy, aby go złowić. Dużo lepszym rozwiązaniem jest wypuszczenie ryby, która przyniosła nam tak wiele radości po to, aby wywołała uśmiech na twarzy innego karpiarza… Miejmy, więc szacunek do tych pięknych ryb!

Podczas karpiowania zdarza się wiele niespodzianek. Nie mówimy tutaj o odwiedzinach naszego obozu przez dzikie zwierzęta, czy o wielu innych niespodziewanych sytuacjach. Mam na myśli sam moment brania… Przecież nigdy nie wiemy, co znajduje się na drugim końcu naszego zestawu. Bardzo często, jako przyłów podczas zasiadki łowimy nie tylko karpie i amury, ale także sumy, jesiotry, leszcze oraz inne ryby, które dość często nie są najmniejszych rozmiarów. Sam podczas swoich zasiadek złowiłem kilka takich niespodzianek np.: suma o wadze 22 kg, leszcza 2,10 kg (52 cm – jest to mój jedyny leszcz złowiony w życiu, nigdy nie nastawiałem się konkretnie na te ryby, a temu brakło tylko 0,4 kg do medalu…), prawie 40-cm wzdręga, czy ponad metrowy jesiotr. Karpiowanie to coś pięknego – przynosi nam wiele emocji i… wędkarskich niespodzianek!

W metodzie karpiowej zestaw wraz z przynętą leży nieruchomo na dnie, jest umieszczony tuż nad nim, czy jak to jest w przypadku przynęt pływających czy zig riga – umieszczony w toni. Z powodzeniem również możemy łowić karpie za pomocą spławika (przynęta umieszczona na dnie, tuż nad nim lub czasami nawet w "pół" wody) oraz... metodą powierzchniową - gdzie nasza przynęta unosi się na powierzchni wody - która jest bardzo skuteczna w cieplejszych porach roku, gdy karpie wygrzewają się przy powierzchni wody. Powierzchniowe łowy są bardzo proste. Potrzebne nam będą: kula wodna (ja używam kul, które kupuję za 3 zł – uważam, że są dobre i nie ma sensu wydawać po 15-20 zł na te „markowe”), przypon z fluorocarbonu długości od 25-35 cm i chlebek, który posłuży, jako przynęta oraz jako zanęta. Dla mnie te rzeczy wystarczą, aby złowić rybę, która żeruje przy powierzchni. Polecam tę metodę. Spróbujcie! Hol zazwyczaj jest zupełnie inny niż podczas łowienia z gruntu. Dla przykładu… Podczas jednej z zasiadek, gdy ryby nie chciały zbierać pokarmu z gruntu postanowiłem zrezygnować z jednego z zestawów jakie leżały na dnie i spróbować skusić jakąś rybę z powierzchni. Odnalazłem miejsce, gdzie grupowały się karpie. Kula wodna wraz z chlebkiem na haku poleciała w okolice, w której pływały ryby (nigdy nie rzucamy wprost pod pyszczek ryb, ponieważ to na pewno je wypłoszy). Minęło może 20 minut… Branie - pyszczek karpia wynurza się z wody i zasysa chlebek (widok bezcenny!). Czekam kilka sekund, kula znika pod wodą, a ja zacinam. Ryba tuż po zacięciu wyskakuje z wody! Później na delikatnym zestawie próbuje wplątać się w grążele – co się jej nie udaje. Ryba walczy przy powierzchni, uderza ogonem o taflę wody, powstaje niesamowite zamieszanie na powierzchni… Od czasu do czasu ryba podpływa do dna, ale większość holu spędza przy tafli wody. Efektem tych zmagań jest ryba, której zdjęcie znajdziecie poniżej. Łowienie z powierzchni jest naprawdę bardzo emocjonujące, ponieważ przed braniem możemy zaobserwować rybę, która okrąża przynętę – każdy ze złowionych przeze mnie karpi na chlebek tak robił, nigdy od razu nie połknął przynęty. I powiedzcie mi proszę, jak się od tego nie uzależnić!?


Na koniec najważniejsze. Karp to mądre zwierzę, któremu należy się zwrócenie wolności, chociażby za to jaką sprawia wędkarzowi radość. Zróbmy sobie z nim zdjęcie i wypuśćmy go! Jego miejsce jest w wodzie. Tam będzie pływał i żerował. Zdjęcia są naprawdę dużo lepszą metodą zachowania pamiątki po rybie niż jej pyszczek wiszący na ścianie… Zwracajmy wolność tym pięknym rybom!




Kamil Skwara

2 komentarze: