12 października 2017

Odwiedzamy Kobylany

Jeden z wrześniowych weekendów postanowiłem spędzić nad wodą. Były to dokładnie dni 9 i 10 września. Wybrałem zbiornik, który miałem w planach w tym roku bardzo dokładnie sprawdzić - Kobylany. Przygotowania do wyjazdu poczyniłem bardziej pod kątem jesiotrów i sumów, a dokładniej jednego, największego z całej gromadki. Dodatkowo siostra chciała zobaczyć na oczy jesiotra - więc musimy go złapać!


Nad wodą jesteśmy sobotnim wieczorem. W planach mamy spędzić tutaj czas do godziny 12 w niedzielę. Nie mam więc zbyt dużo czasu - 18 godzin. Chociaż to i tak sporo, więc jest szansa! Przejdźmy do przynęt na jakie łowiłem... Zestaw w całości stworzony z produktów firmy York zakończyłem przyponem z miękkiej plecionki które sam wykonuję, a na jego włosie znalazła się kulka Nano Baits o zapachu czarnego halibuta, którą dodatkowo podwiesiłem rybnym "popkiem". Całość wraz z zanętą (pokruszone kulki, pellet rybny) zalałem olejkiem rybnym. Na drugi zestaw trafiła kulka Nano Baits - kalmar. Została podwieszona połówka rybnego pop'upa i trafiła do olejku rybnego. Nęcenie wokół tego zestawu było identyczne jak w przypadku pierwszego. Trzecią miejscówkę tego dnia obstawiałem koszyczkiem do Method'y w jej karpiowej wersji. Na włosie znalazła się kukurydziana kulka Nano Baits, a w podajniku kukurydziany pellet. Całość zanęciłem jeszcze kilkoma łyżkami kukurydzy.


Chwilę po wywiezieniu pierwszego zestawu, dokładnie w momencie gdy zrzucałem do wody wędkę z koszyczkiem na końcu linki następuje branie na pierwszym kiju! Ryba zaczęła powoli odjeżdżać. Był to dla mnie sygnał do podniesienia wędki i energicznego ruchu nią. Zacięcie i siedzi! Z racji, że domyślam się iż owa zdobycz będzie jesiotrem oddaję siostrze wędkę. Niech ma pierwszego złowionego przez siebie jesiotra! Ryba mniej więcej przez 20 metrów daje się spokojnie holować. Dopiero później zaczyna szaleć. Walczy cały czas przy dnie, co jakiś czas wyciąga po kilka metrów linki z kołowrotka. Przyciąganie zdobyczy trwa... Już jest przy brzegu, ciężko ją jednak podnieść z dna. Walka toczy się dosłownie przy naszych nogach, a ryba nie chce odejść od gruntu... Kilka razy wyciąga jeszcze skromne kilkanaście centymetrów linki. Po krótkiej chwili opada z sił, daje się odciągnąć od dna i od razu wykłada się przy powierzchni. Jest to moment, w którym zgarniam rybę podbierakiem. Jest! Następnie jesiotr ląduje na miękkiej macie Soft firmy York. Rybce na oko daję około 5 kg wagi. Bez ważenia i mierzenia po kilku zdjęciach odpływa! Pomachał ładnie ogonkiem i zniknął gdzieś w wodzie! Jest pięknie! Krótka zasiadka, a z zerem na koncie już nie skończymy...


Zestawy położone w miejscach, w których ryby zazwyczaj żerują. Wszystko zostało dokładnie związane i założone. Obszary wokół zestawów zanęcone - pozostaje tylko czekać. Nastaje piękna i ciepła noc. Od czasu do czasu można usłyszeć rechot żab lub jakieś krzyczące ptaszki. Co jakiś czas rozlega się chlupot dobiegający od strony zbiornika - ryby się spławiają. I to niedaleko moich zestawów! No ale niestety, noc mija spokojnie...

Rano decyduję się na zmianę przynęt na świeże. Udoskonaleniu poddaję tylko zestaw z koszyczkiem do Method'y. Wiem dokładnie o której godzinie, w którym miejscu co do centymetra oraz na jaką przynętę biorą amury. Na włos trafia jedno gotowane ziarenko kukurydzy oraz dwa sztuczne firmy York. Słodki, kukurydziany pellet do koszyczka i ruszamy w owe miejsce! Na pierwsze branie czekam dosłownie 10 minut, niestety ryba po kilku podciągnięciach zostawia przynętę w spokoju. Natomiast 30 minut później odjazd kwituję zacięciem! Godzina 7:00. Na końcu zestawu wyczuwam jakiś ciężar. Ten jednak nie waży zbyt dużo, ani zbytnio nie walczy. Dopiero w okolicach brzegu wynurza się malutki amurek, który po zobaczeniu podbieraka zaczyna uciekać. Stać go było jedynie na jeden krótki odjazd. Tuż po tym zmęczony holem wykłada się do powierzchni, a siostra zgarnia go podbierakiem. Rybie odpuszczamy ważenie. Pozostaje tylko odkażenie rany po haczyku i kilka fotek. Po tym zwracamy naszemu przyjacielowi wolność, a ten od razu odpływa! Do zobaczenia!


Nowy zestaw, ze świeżą porcją kukurydzy rusza w to samo miejsce. Mija dosłownie 50 minut od wywózki i o godzinie 8:50 następuje kolejna "jazda" - oczywiście z amurowego miejsca. Zacinam, a przyjemność holu przypada w tej chwili siostrze. Rybę czuć od początku, leniwy, wydaje się, że spory ciężar dociągamy do brzegu. I tu zaczyna się zabawa - ryba gdy poczuła bliskość brzegu wybrała z kołowrotka jakieś 20 metrów linki. Siostra po chwili zatrzymuje ją i znów przyciąga do brzegu. Ta kolejny raz ucieka od nas, nie wyciąga jednak tyle linki co za pierwszym razem. Po kolejnym przyciągnięciu zdobyczy następuje pierwsza próba podebrania. Amur, bo to on połakomił się na kukurydzę, zobaczył w wodzie siatkę podbieraka... Standardowo odjechał... Przy drugiej próbie "wrzucenia" go do siatki pyszczek ryby wynurzony został ponad wodę, chwilę później przy powierzchni pokazał się ogon. Mija kilka sekund i duży amur energicznie uderza ogonem o powierzchnię wody i schodzi do dna. Siostra kolejny raz musi zatrzymać uciekającą "torpedę". Udaje jej się to i gdy ten kolejny raz pokazuje się przy powierzchni wody zgarniam go do podbieraka. Jest! Dość duży i ładny amur! Ważymy naszego mistrza - waga Yorka pokazuje 8,94 kg (bez worka)! Jest nieźle! Szybko odkażamy rybę, wykonujemy zdjęcia i do wody! Spływaj! I odwiedź nas w przyszłości!



Krótka zasiadka zostaje zakończona około godziny 12, gdy nad wodę przyjeżdża kolejna grupa wędkarzy. Te kilkanaście godzin nad wodą przynosiły dobry wynik, jakim są trzy złowione ryby. Opuszczamy Kobylany z uśmiechem na twarzy!



Kamil Skwara

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz