15 grudnia 2018

Mam Cię - kolejny dwucyfrowy karp w sezonie!


Są w życiu takie chwile, które odchodzą w niepamięć, o których czasem lepiej jak najszybciej zapomnieć… A najlepszym sposobem na zapomnienie o czymś, co nas dręczy jest robienie tego, co lubimy! Aj jak to dobrze mieć taką pasję, jak to dobrze być karpiarzem!










W końcu doczekałem się dłuższego wolnego w pracy. Wolne dni postanowiłem poświęcić jednym z piękniejszych istot, jakie dane było mi poznać, a istoty te zwiemy karpiami. Areną zmagań podczas tej zasiadki była dla mnie woda w Krzemiennej. Bajeczna okolica, pierwsza klasa czystości wody, cisza, dzika przyroda, trudne łowisko… Pisałem już o tym wiele razy. Łowisko „U Schabińskiej” w Krzemiennej nad Sanem jest bardzo wymagającą wodą, wodą na której można się wiele nauczyć oraz wodą która potrafi „konkretnie” wynagrodzić trudy jakie spotykają nas nad jej brzegami. Swój sprzęt zaczynam rozkładać już w godzinach około południowych. Z racji tego, że mam do dyspozycji praktycznie cały 12-hektarowy zbiornik to wybieram moim zdaniem bankową miejscówkę – jedną z zatoczek. Po rozłożeniu wędek przygotowuję Deepera, którego zadaniem będzie wytypowanie potencjalnych miejscówek, w których położę zestawy. Po odnalezieniu pierwszego miejsca znaczę je markerem, a następnie przygotowany zestaw wraz z zanętą wywożę łódką zanętową. Łowię wprawdzie na niewielkiej odległości (około 40-60 metrów) ale zestaw „wyrzucony” z łódki wpada do wody z mniejszą siłą niż ten zarzucony bezpośrednio z brzegu – co przy łowieniu na delikatnie ponad 1,5-metrowej wodzie, ciężarkami o masie 70 gram i zarośniętym dnie ma ogromne znaczenie znaczenie. Sondowanie, markerowanie i wywózka – te czynności wykonuję również przy dwóch pozostałych zestawach. Na zdjęciach obok możecie zobaczyć jak wyglądało dno, na którym miałem położone zestawy…

Podczas zasiadki nęciłem kukurydzą, kulkami własnej roboty oraz drobnym jak i większym pelletem. Kukurydzę dodatkowo aromatyzowałem w kukurydzianym Focus Gel od Nano Baits, który wzbogaca zapach przynęty oraz tworzy przyjemną dla karpia „zapachową mgiełkę”…

Całą atmosferę, jaka panuje nad woda psuje mocny wiatr, który potrafi być bardzo uciążliwy. Z drugiej jednak strony nie ma co narzekać – jest październik, a ja jestem w koszulce z krótkim rękawem, a spodnie z chęcią zamieniłbym na spodenki… I jak można nie lubić takiej pogody, która przedłuża nam sezon wędkarski i sprawia, że w październiku możemy cieszyć się takimi warunkami?


Na pierwszy „pik” dobiegający z centralki Yorka muszę czekać aż do godziny 23… Nagle jest „jazda”! Słychać pisk, słychać kołowrotek oddający linkę! Podbiegam i podnoszę kij w górę. Czuję, że ryba niestety zdążyła schronić się w roślinach… Dzięki odpowiedniej taktyce zachęcam rybę do wypłynięcia z ukrycia i zmierzenia się ze mną w walce. Kij Exlusive Carp znakomicie pracuje pod presją, jaką wywiera silna ryba. Początkowo przejmuję inicjatywę nad rybą, ale nie trwa to zbyt długo. Karp, który wziął na dwa sztuczne ziarenka Nat Baits „udekorowane” w Focus Gel w końcu pokazuje swoją siłę. Pokazuje, że nie będzie łatwym przeciwnikiem… Jednym ruchem wybiera około 20 metrów linki. Kij doskonale amortyzuje odjazdy ryby, kołowrotek Blackfish FR 9000 oddaje kolejne metry linki… Po czasie ryba zatrzymuje się. Wykorzystuję to i maksymalnie skracam odległość, jaka nas dzieli. Po kilku minutach ryba jest już przy brzegu, gdzie przepływa pod jedną z położonych obok wędek. Szybko reaguję na ten ruch nie pozwalając na splątanie się żyłek. Ryba wybiera kilka metrów linki i ucieka wzdłuż brzegu. Po odparciu kolejnej ucieczki karpia i przyciągnięciu go z powrotem w moje okolice ten ucieka w stronę otwartej wody, przy okazji kolejny raz przepływając pod linką jednej z wędek. Mozolnym „pompowaniem” sprawiam, że mam go już prawie przy brzegu. Mija minuta, może dwie i ryba pokazuje się przy powierzchni. Od tego czasu wystarczyło dosłownie kilkadziesiąt sekund, aby karp opadł z sił i dał się wprowadzić do podbieraka… Mam Cię! Ryba znajdująca się w siatce podbieraka wydaje się być dość spora, a po jej podniesieniu czuję, że waży w okolicach 10 kg! Jest więc bardzo dobrze! Przenoszę ją do kołyski, odkażam ranę i próbuję wykonać kilka zdjęć. Niestety gęsta mgła, jaka panuje nad wodą nie pozwala na zrobienie dobrych, wyraźnych zdjęć. Postanawiam, że ryba poczeka do rana w worku karpiowym… Karp grzecznie oczekuje w kołysce Sakany, a ja wyruszam w poszukiwanie miejsca, gdzie mogę „przywiązać” worek z rybą. Niestety woda w łowisku spadła jakieś 30-40 cm co zdecydowanie utrudniło odnalezienie odpowiedniego miejsca. Na szczęście po chwili znajduję dobrą miejscówkę, a „mój” karp zaczeka tam do rana. Aaaa… zapomniałem jeszcze dodać, że waga wskazała 11,21 kg po odjęciu worka.

Po zarzuceniu wędki (zerowa widoczność – mgła – nie było sensu wywózki łódką…) wracam do samochodu, gdzie ogrzewam się i zamierzam położyć się spać. Niestety około godziny 1 mam kolejne branie. Mocny odjazd, podbiegam i podnoszę w górę wędkę. Niestety ani przez chwilę nie wyczuwam ryby… Pusty odjazd? Leszcz? Czy coś zupełnie innego?

Rano około godziny 8, gdy słońce zaczęło już zaznaczać swą obecność postanawiam wyciągnąć zestawy z wody i „położyć” je w odpowiednich miejscach, czyli w tych, w których się znajdowały jeszcze wczoraj. Delikatnie donęcam te miejsca.

Zapowiada się bardzo ciepły dzień. Wiejący wczoraj wiatr ucichł niemal całkowicie. Nocna, gęsta mgła znikła wraz z pierwszymi promieniami słońca. Brań niestety na razie nie możemy się doczekać, ale może i na nie przyjdzie jeszcze pora…

Około godziny 10 odwiedza mnie opiekun wody. Kuba pomaga mi w zrobieniu kilku zdjęć ze złowionym w nocy karpiem. A wyszły one rewelacyjnie (dzięki!). Dokonujemy też oględzin karpia i zauważamy, że ryba nie miała jeszcze śladu po haku. Ostatnie zarybienie tej wody miało miejsce dokładnie rok temu, również w październiku. Czyżby ta ryba przetrwała tak długo bez kontaktu z wędkarzem? Dodatkowo mamy okazje sprawdzenia czym odżywiał się nasz karp, a Wy możecie to zobaczyć na zdjęciu znajdującym się obok.

Zasiadkę kończę w okolicach godziny 16 – do tej pory nic nie zainteresowało się moimi zestawami. Kolejny raz wracam z łowiska „U Schabińskiej” z rybą na koncie i kolejny raz jest to karp, który swoją wagą przekroczył granicę 10 kg!



Kamil Skwara

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz