13 sierpnia 2022

Z głębokości...

Ostatni tydzień sierpniowego urlopu spędzam rodzinie nad łowiskiem w Czarnej Sędziszowskiej. Woda, o której już kilka razy pisałem, łowisko trudne, bo z dużą ilością podwodnych górek, dołków i innych bla bla bla. Duże zróżnicowanie ryb zarówno w przedziale wagowym, jak i jeśli chodzi o gatunki. Do tego ich siła... Czysta przyjemność! A widok karpia wyłaniającego się z głębin to piękna sprawa!

Zarezerwowane mieliśmy stanowisko nr. 1. Byliśmy sami na jednym z czterech brzegów zbiornika, cisza, spokój... Miejsce (stanowisko nr. 1) może nie jest mi dobrze znane, ale już co nieco udało mi się na jego temat dowiedzieć. Rozstawione 6 wędek, w najróżniejszych miejscach, na najróżniejsze zestawy. To teraz więc trochę opowieści o zarzuconych do wody przynętach. Tata zestaw z ciężkim koszykiem do methody kładzie na wodzie 1,8m, nieopodal trzcin. Na haku znajdowała się pływająca kulka 20mm o zapachu czosnku. Druga z taty wędek znajdowała na podwodnej górce, delikatnie ponad 3 metry pod powierzchnią lustra wody. Przechodząc do moich wędek lewy kij wyposażony w przypon 360-rig znajdował się na otwartej wodzie z głębokością 7 metrów. Na wkrętce znajdowały się tutaj dwie połówki pop'upów o zapachu ananasa firmy Stalomax w dwóch różnych kolorach - jaskrawych kolorach. Drugi z kijów to d-rig gdzie na włosie znajdowały się dwie kulki 16mm SBS zapachu Orange-Fish-River. Głębokość na jakiej leżał zestaw to około 3 metry. Był to taki "podwodny język" - dookoła głębokość wahała się między 4, a 5 mb. Trzeci i ostatni na dziś zestaw znajdował się w odległości jedynie kilku metrów od naszego brzegu, ale na wysokości wspomnianego powyżej języka. Tutaj zastosowałem wydawało się, że zbyt lekki ale skuteczny koszyk do Methody Yorka. Na włosie kulka neutralna 8mm i dwa ziarna kukurydzy Nat Baits.

Ten ostatni zestaw jako pierwszy przynosi spokojne i niezbyt energiczne branie. Tuż przed godziną 21 podnoszę kij do góry i rozpoczynam dosłownie przyciąganie ryby do brzegu. Przyciąganie, bo na tym wszystko zakończyło się. Karasia szybko pakujemy w podbierak, robimy dwa zdjęcia i do wody! Należał on do przedziału tych "średnich" łowionych przeze mnie ryb z tego gatunku.

Chwilę po północy następuje branie na zestaw taty, który znajdował się niedaleko lewego brzegu, przy trzcinach. Po klasycznym odjeździe następuje hol. Ryba od samego początku szalała, co dawało odczucie, że będzie to raczej karp niewielkich rozmiarów. Bardzo sprawnie i szybko uciekł na boki. Hol trwał niedługo, z 10 minut. Po kilku odjazdach przy brzegu z głębin do podbieraka wychodzi w końcu taki oto karp. Skusił się na pływająca kilka centymetrów nad dnem kulkę.


Koszyki do methody York, które używałem podczas tej oraz poprzednich zasiadek ważą jedynie 50 gram, ale jak widać spokojnie zacinają karpiki i karpie. Przez te kilka wypraw nie spotkałem się z sytuacją aby koszyk w niepoprawny sposób wpadał do wody, czy splątał zestaw. Stosowany był podczas wywózki łódką sterowaną jak i podczas rzutu na stawie PZW gdzie złowiłem niewielkiego, bo do 3 kg karpia i jesiotra. Godne polecenia nawet i ze względu na estetyczne ich wykonanie. York sprzedaje je w zestawach: dwa koszyki + gumowa foremka.

 

Nad ranem tata na drugim kiju (nie tym przy trzcinach) notuje odjazd, ale staje się sytuacja dziwna, mianowicie po podniesieniu kija od razu wyczuwalny jest luz, ryby nie ma, nawet nie trzymała zestawu w pyszczku... No ale tak bywa, bierzemy łódkę "pod pachę" i lecimy z tematem! Już o godzinie 10 cierpliwość zostaje wynagrodzona, na moim zestawie z Methoda następuje mocny i energiczny odjazd. Ryba tuż po zacięciu nie wykonuje gwałtownych ruchów, na boki odchodzi wręcz nawet z pewnego rodzaju gracją. Walczy przyjemnie, co jakiś czas wyciąga z kołowrotka linkę, ale też pewnie trzyma się dużej głębokości. Jest fajnie! Po kilku minutach udaje mi się dociągnąć rybę do miejsca, gdzie da się ją dostrzec, ale ta ma jeszcze siłę i energię na kilka zrywów i delikatnych odjazdów. Nie trwa to jednak długo i na brzegu lądujemy ładnego karpia! Odkażanie rany, zdjęcia, ważenie i spływaj!

Pogoda podczas drugiego dnia zasiadki jest niemalże wakacyjna - rano pochmurno, ale za to po południu zaczęło całkiem nieźle przypiekać słońce. Temperatura w cieniu rzekomo sięgała tylko 28 kresek. Tylko, bo było na pewno znacznie więcej. Ale jako jedyna, tego upału nie bała się pewna niezwykle silna ryba, która około południa uderza na unosząca się kilka centymetrów nad dnem śmierdzącą kulkę u taty. Ekspresowe branie, ekspresowa jazda tuż po zacięciu! Ryba jednym susem potrafiła wyciągnąć spory fragment linki z kołowrotka! Walczyła bardzo dzielnie przy powierzchni, jak i również tuż przy dnie. Szaleństwo nie do opisania! Rybie sił wystarczyło na praktycznie 20 minut walki! Niejednokrotnie potrafiła wyciągnąć za jednym "odjazem" kilkanaście metrów żyłki! Bohaterką tej opowieści stała się 9-kg tołpyga! Rybka wydawała się niewielka, ale swoją dzielną walką zasłużyła na kilka fajnych fotek!

Przed nocą odświeżamy nasze miejscówki, zmieniany przynęty na te same zapachy które były, lecz nowe ze słoiczków - warte wspomnienia jest to, co bardzo miło mnie zdziwiło, iż pop upy Stalomaxa po spędzonych w wodzie 24h nadal idealnie zachowywały swój zapach (kolejnego dnia - we środę po ich wyjęciu było to samo, pachniały nadal idealnie). W prawdzie były podniesione kilka centymetrów nad dnem ale inne które porównywałem z nimi miały to samo i zapach straciły. Miejscówki w jakich łowiliśmy pozostały bez zmian.

Chwilę przed północą tata ma wyjazd z wędki spod trzcin! Po zacięciu ryba bardzo nie szaleje. Połakomiła się na pływającą kulkę ananas Stalomax. Również podniesiona kilka centymetrów nad dnem daje efekty! Następuje spokojna walka z rybą, bo nie chodzi tu przecież o jej jak najszybsze przyciągnięcie do brzegu, co już widzieliśmy podczas tej zasiadki na innym stanowisku. Karp kilka razy odjeżdża w bok, gdzie bez zastosowania Back Leadsów na leżących na podpórkach zestawach doszłoby do ich przesunięcia. Karp dzielnie walczy, przez długi czas utrzymuje się w okolicy dna, mijając kolejne to podwodne górki i być może nieznane nam zawady. Woda przy brzegu jest na tyle ciepła, że rybę podbieramy z wody, mijając tym samym płytką część akwenu, znajdującą się w długości kilku metrów w okolicy brzegu. Za drugą próbą podebrania ryba wpada do siatki! Karpik na krótką chwilę odwiedza nas na brzegu po czym uprzejmie macha ogonem na pożegnanie!

Wywozimy zestaw łódeczką sterowaną w to samo miejsce i już półtorej godziny później notujemy branie kolejnej ryby. Odjazd zostaje skwitowany zacięciem i następuje mega jazdaaaaaa! Ryba tuż po podniesieniu wędki ucieka na dobre 50 metrów przed siebie! Ciężko ją zatrzymać, za każde "zabrane jej" 10 metrów linki ta zabiera 20! Jest mega ciekawie, podwodny potwór robi co chce. Gdy wymarzy sobie płynąć w prawo to tam się znajduje, jak chce w lewo to w lewo, otóż taka zasada! Ryba "szoruje" przy dnie, przez co nawet zestawy przytopione na Back Leadsach udało jej się delikatnie dotknąć, ale na szczęście nie przesunąć. Oj walka trwa, a trwa! 25 minut holu, po czym przy brzegu wyłania się zaczepiony za płetwę piersiową jesiotr! Dlatego miał tyle mocy i tak dobrze trzymał się dna, skoro miał możliwość walki tak jak mu było wygodniej! Hak z płetwy wychodzi gładko, zdecydowanie lżej jak z pyszczka. Fotki i do wody!

Z rana następuje seria pechowych starć z rybami u taty... Pierwsza z ryb spina się po kilku minutach holu. Druga, która wzięła może dwie godziny później walczyła długo i dzielnie. Siły miała ogrom, ciężko stwierdzić co to było i jakich rozmiarów, bo dostrzec się nie pozwoliło. Walka trwała praktycznie przy dnie lub w połowie wody. Jak wspomniałem wyżej ryba miała ogrom siły, potrafiła zabierać za jednym susem po kilkanaście metrów liny. Za to ucieczka wydawała się być spokojna, przemyślana, a żadnej gwałtowności tutaj nie było. Rybka z głębin - to i moc jest! Niestety, dobre kończy się za szybko. Gdy rybę udało się podciągnąć bliżej brzegu ta prawdopodobnie "weszła" pod gwałtowny uskok, zaczepiła ciężarkiem i zerwała się... A sam zestaw wyciągaliśmy z wody z przeciwnego brzegu, tak aby nie ciągnąć zestawu do naszego brzegu. Ewidentnie ryba zaczepiła ciężarkiem... Ehhh, mądre te ryby!!

Kolejne próby wywołania z głębin jakiegokolwiek brania nic nie dawały. Nawet wysoko ustawiony Zig-Rig nie potrafił zainteresować ryb pływających przy powierzchni przy temperaturze wody sięgającej 28,5*C! Podwieszony na haku przy zig'u robak również nie spełnił swojego zadania... Tak to mija wieczór, noc i kolejny dzień, gdzie około 12 lub 13:00 zmykamy z łowiska!


Kamil Skwara

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz