31 lipca 2022

Spacerek wodą Sanu - lipiec

W przedostatni dzień lipca wybieram się na spacer po wodach królowej podkarpackich rzek pstrągowych - Sanu. Wybieram "dobrze znany" sobie odcinek, gdzie zawsze można było liczyć na przynajmniej drobne wyniki. Po przejechali około 45 km docieram nad wodę. Dzień wcześniej przechodziły burze, w tyle głowy pozostawała więc obawa o brudnym kolorze wody, jednak jej wysokość według wodomierzy pozostawała bez zmian. Gdy tylko zaparkowałem auto na brzegu od razu moja głowa odwróciła się w stronę wody... Jest git - powiedziałem sobie. Szybko przebieram się w wędkarskie łachmany i wskakuję do wody!

Od miejsca zaparkowania samochodu, do pierwszej potencjalnej miejscówki (od której to planowałem rozpocząć wędkowanie) mam kilometr. Kilometr do przejścia Sanem! Sanem, wśród podwodnej roślinności, śliskich kamieni, wartkiego nurtu. Po około 20 minutach jestem na miejscu... W pierw w ruch poszedł wobler imitujący kiełbia długości 6cm produkcji Engima Baits. Stało się to co najgorsze... Branie w pierwszym rzucie, po przeciągnięciu woblerem dosłownie kilku metrów... Zapiął się pstrąg wielkości około 20cm... Kilka salt na wodzie, dwie świece ponad powierzchnią i gubi woblera. Na szczęście nie był zbyt wielki. Pierwsze miejscówka, gdzie woda wpada z niewielkiego progu wodnego i tworzy głębinę "po pas" długości może 10 metrów i niewielkiej szerokości pozwoliło na wypracowanie jeszcze jednego wyjścia, jednak ryba nie była zdecydowana do ataku.

Kawałeczek dalej, na wodzie z delikatnie silniejszym nurtem o zbliżonej głębokości daję szansę woblerowi Brisk 4cm - wobler również od Engimy, imitujący kiełbia, długości 4cm, jednak lepiej radzi sobie w mocniejszym prądzie rzeki. Do tego zdjąłem mu przednią kotwiczkę (w przypadku dwóch, te lubiły się często złączyć) i wydaje się, że pracuje bardziej intensywnie. Ale do sensu... Po obrzuceniu "wachlarzem" pewnego odcinka decyduję się na dłuższy rzut, w okolice powalonego do wody konaru średniej wielkości drzewa i... i... jest pstrąg! Walka najpierw spokojna, później na powierzchni pokazał jak robi się salta - niektórzy mogliby się od niego uczyć! Po krótkim czasie w drewnianym podbieraku ląduje niewielki, bo niewielki ale dający uśmiech pstrąg wielkości no może 20 cm. Szybko i bez zdjęcia zwracam wolność.

Po przejściu kilku miejscówek bez kontaktu z rybą decyduję się na zmianę woblera na białego duszka. Okrągły kształt woblera, około 3cm długości. W wodzie pracuje około 0,5 metra pod powierzchnią i robi super robotę, a widoczny jest z daleka! I tak też było tym razem. Kilka rzutów z wolniejszym prowadzeniem z przerwami i jest! Po braniu od razu wyskok do góry, ryba znów niewielka, rozmiarów poprzedniej. Powalczyła chwilę w nurcie rzeki, szans raczej nie miała (chyba, że by się spięła). Tak oto wygrywam z rzeką San 2:1, a na zdjęciu prezentuję pstrąga.

Biały duszek doskonałą robotę wykonał jeszcze za dużym głazem, gdzie woda delikatnie spowalniała, a na dnie leżał duży kamień o jasnym kolorze. Po kilku rzutach z rzędu owa miejscówka pozwala cieszyć się holem kolejnej niewielkiej rybki. Ta jednak była na prawdę małych rozmiarów. Pstrąg zaatakował wobler, który swoją grubością przekraczał obwód ryby! Żarłoczny kropek! Co najlepsze zacięty był idealnie za pyszczek - jeden z haków kotwicy w pyszczku. Walki tutaj nie ma co opisywać, bo pstrąg mimo zastosowania delikatnej żyłki 0,14mm nie miał tutaj nic do powiedzenia. Przy kilku następnych rzutach w tej miejscówce nastąpiło branie i równie szybki spadek ryby z haka.

Chwilę później wzburzone, jakby przestraszone kaczki wzbiły się w powietrze. Znajdowały się one za lekkim łukiem rzeki, więc do końca nie wiedziałem co jest wystraszyło. Okazało się bowiem, że idą inni wędkarze. Dwójka łowców pstrągów nie miała jednak zbyt sporego entuzjazmu - kilka mniejszych rybek, z czego żadna nie przekroczyła 25cm. Czyżby większe ryby skutecznie nas omijały?

 

Z biegiem rzeki nachodzę na miejsce, gdzie jeszcze przed delikatnym spiętrzeniem wody zrobił się głębszy odcinek. Większa ilość wody była tutaj spowodowana kilkoma głazami leżącymi na dnie i spowalniającymi nurt Sanu. Po kilku rzutach i kombinacjach w prowadzeniu białego duszka przychodzi czas na atak pstrągacza! Zaatakował, gdy wobler mijał się z linią "mocniejszego" nurtu, który marszczył powierzchnię wody. Rybka standardowo rozpoczęła przewracanie się po powierzchni, kilka obrotów na powierzchni, ale także pod nią oraz ustawianie się pstrąga w sposób, dzięki któremu nurt pomagał mu w walce ze mną pokazywał, jak myślące potrafią to być ryby! Mądralińskiego w końcu przyciągam do siebie i podbieram...

Moja wycieczka po wodach Sanu już niedługo miała dojść do końca. Dalszy bieg Sanu to raczej płytsze miejsca, gdzie w obecnej temperaturze ryby raczej nie spotkam. Znalazłem jeszcze jednak pewną miejscówkę, gdzie z dużym kamieniem woda przez może trzy-cztery metry była głębsza. W okularach w każdym razie dna nie widziałem... Okazało się, że po którymś z kolei rzucie do woblera wyszedł piękny kleń, który z gracją płynął za woblerem do czasu, aż kolejny niewielki pstrąg zaatakował moją przynętę... Kleń z gracją odpłynął, a ja bez robienia zdjęcia wypuszczam kolejnego malucha.

Postanawiam podejść jeszcze na 30 minut zobaczyć, czy te większe ryby nie znajdują się w głównym korycie rzeki, ale mimo kilku na prawdę super zapowiadających się miejscówek nie udało mi się uzyskać żadnego brania, a co lepsze, odcinek wody lepiej nasłoneczniony przyniósł mi o wiele więcej szans na złowienie podwodnej zieleniny, na którą to momentami już nic nie pomagało! Jednak co mnie bardzo cieszy w wodzie bardzo fajnie rozwija się życie, drobnych rybek jest masakrycznie dużo, o czym niech świadczą zdjęcia, które wykonałem - największych ławic rybek nie udało mi się "złapać" aparatem.

Rzeką przeszedłem tego dnia 6,5km... Więc jak na 3 godziny wydaje się być to wystarczający odcinek, który może nie przyniósł bajecznie dużych ryb, ale pozwolił cieszyć się z łowienia! 


Kamil Skwara

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz