21 stycznia 2016

Skrócona zasiadka

Już w lutym planowałem razem z kolegą wyjazd na staw do Kobylan. Jest to dziki staw, którym opiekuje się znakomity karpiarz. Wie co trzeba, żeby ekosystem dobrze funkcjonował i jak widać wszystko działa jak najbardziej w porządku, co potwierdza poniższa relacja z karpiowo-amurowej zasiadki.


Pogoda zapowiadana na trzy dni naszego wyjazdu nie napawała optymizmem. We wtorek miało być słonecznie, ale na łowisko jedziemy dopiero
wieczorem. Noc miała być ciepła. Następny dzień po południu... gwałtowne burze. Lecz mimo to we wtorek o 17 meldujemy się na łowisku. Zarezerwowany mamy cypel, z którego mamy dostęp do każdej z dobrych miejscówek znajdujących się na tym stawie. Od właściciela dowiadujemy się, że wbite na przeciwnym brzegu pale, oznaczają miejsca, w których najczęściej łowione są ryby.
Rozpoczęliśmy przygotowywanie stanowiska oraz rozkładanie namiotu. Łódka już czekała w wodzie na pierwsze wypłynięcie z naszymi zestawami.

Gdy już nasze "tymczasowe miejsce zamieszkania" zostało uporządkowane zaczęliśmy wywozić nasze zestawy. Na jednej z wędek miałem założoną kulkę TB czarny halibut 16 mm, a na drugiej kulkę Vampire Baits krem i masło 18 mm. Pierwsza wędka została wywieziona w okolice leżącej pod wodą starej wierzby, natomiast druga trafiła pod grążele. Dobrze zanęciłem wokół zestawów (nie wrzucałem dużo kulek). Wróciłem na brzeg i ustawiłem dobrze wędki na podpórkach. Teraz pozostało tylko czekać. Około 20 wyciągniemy zestawy z wody i założymy świeże przynęty na noc - taki był zamiar.

O 20 według wcześniejszego planu wyciągnęliśmy nasze zestawy z wody i wymieniliśmy przynęty na świeże. Obok grążeli na włosie umieściłem kulkę TB halibut z jedną pływającą kukurydzą. Na drugiej, obok wierzby do wody trafiła słodka kulka. Dokładnie zanęciłem wokół zestawów i zaczęliśmy przygotowywać sobie kawę na kuchence turystycznej. Taka kuchenka bardzo przydaje się podczas dłuższych, karpiowych zasiadek. Można sobie zagotować wodę na herbatę lub kawę. Można sobie przygotować zupę lub nawet drugie danie na obiad. Po prostu jest niezastąpiona.
Noc początkowo przebiegała spokojnie. Jednak koło północy coś zaczęło się dziać. Niestety nie na naszych wędkach... Z lasu wyszła grupka, a dokładniej trzy pijane osoby. Dokładnie to osobniki podobne wiekiem do mnie, ale raczej jakieś rok, może dwa do tyłu - więc jakieś 15-16 lat. Usiedli sobie na ławce przy stanowisku pod drzewem. Zaczęli śpiewać, przeklinać i po prostu narobili takiego szumu... To jest właśnie powód dlaczego jestem za tym, że młodzież pod żadnym ze względów nie powinna dostawać alkoholu! Nie powinna - właśnie... Takie mamy prawo, niby nie wolno, a wolno... No nic. Po prostu trzeba się dobrze przygotowywać na wyprawy. Zawsze mam przy sobie nóż plus to co nauczyłem się na samoobronie w szkole.

Sądziłem, że po tej akcji długo nic się nie zacznie dziać, lecz jednak po zakończeniu przyśpiewek w stylu: "Victoria górą" (chodziło o klub w Kobylanach), dokładnie po niecałej godzince na wędce Bartka sygnalizator zaczął wariować. Zacięcie i do brzegu kolega ciągnie jakiś nieruchomy ciężar. Wiedzieliśmy od początku, że to amur. Przy brzegu zaczął walczyć, jak na prawdziwego amura przystało. Ryba powalczyła trochę przy naszych nogach. Przy jej podbieraniu wykrzesała ze siebie resztki sił i wyskoczyła z podbieraka! Amur, wyskoczył z wody - trochę dziwne, ale taka sytuacja tam nie przytrafiła nam się pierwszy raz. Amur ważył 9 kg. Po zrobieniu kilku pamiątkowych fotek trafił do wody. Reszta nocy przebiegała cicho i spokojnie. Noc jasna, gwiazdy ładnie widoczne. Księżyc bardzo ładnie oświetlał teren wokół - po prostu było wszystko bardzo dobrze widać. A do tego nie było zbyt chłodno, jakieś 10 stopni na plusie.
Wczesnym rankiem, gdy już na dobre się rozjaśniło padła decyzja o wymianie kulek na świeże. Zmieniliśmy dodatkowo miejsca, w których leżały zestawy bez "poważnych" brań. Jedna z moich wędek powędrowała pod jamę bobra, a druga została wywieziona w nowe miejsce. Dokładnie to na drugi koniec stawu. Jakieś 5 metrów od trzcin jest tam umieszczona studzienka, która odprowadza wodę ze stawu, w którym łowiliśmy do innego, mniejszego stawu, w którym jest zakaz łowienia. Mój zestaw umieściłem jakieś 3 metry od studzienki. Według wcześniejszego gruntowania były tam jakieś 4-5 metrów głębokości. Słodka kulka zanurzona w boosterze o tym samym zapachu. To samo zrobiłem z kulkami, którymi nęciłem wokół zestawu. Kulki były dokładnie "wytulane" w słodkim boosterze.

Ładny, słoneczny poranek. Cisza, śpiew ptaków. A o 7 branie na wędce Bartka! Zacina i holuje amura. Ryba początkowo walczy spokojnie, lecz przy brzegu kolega męczy się z nią chyba z 10 minut! Gruby, 10-kg amur nie daje się łatwo podebrać, pokazuje ile siły potrafią mieć również jego podwodni przyjaciele. Po sfotografowaniu ryba wraca do wody.
Koło 9 decyduje się na zmianę przynęty na świeżą. Wymieniam je na dwóch zestawach. Miejsce łowienia pozostaje bez zmian. Gdy już dobijałem łódką do brzegu, grupka dzieci wbiegła na nasze "miejsce zamieszkania". Ja w tym czasie ustawiałem swinger na żyłce ale zauważyłem, że coś jest nie tak. Zestaw, który położyłem obok studzienki znalazł się jakieś 15 metrów w lewo, pod trzcinami! Nie wiedziałem o co chodzi więc podniosłem wędkę i zacząłem ściągać żyłkę. Czuć jakiś ciężar... Niedługo potem ryba wypłynęła do powierzchni. To był karp! Duży! Nawet wielki! Po kilku sekundach ryba zeszła pod wodę. Hol do brzegu przebiegał spokojnie. Było czuć, że karp lekko kiwa na boki pyszczkiem. Przy brzegu ryba zaczęła pływać wzdłuż niego. Z dużym trudem karp wyciągał 12,5-kg żyłkę firmy Konger, którą miałem na kołowrotku. Kolega podbiera karpia. Kładziemy go na macie i pstrykamy kilka zdjęć. Dzieci cały czas podczas holu kibicowały, a przy położeniu ryby na brzegu były zaskoczone, że karp jest tak duży. Były nim zachwycone. Po sesji zdjęciowej ryba wraca do wody. A swój zestaw wywożę dalej w to samo miejsce. Piękny karp miał 72 cm długości i 11 kg wagi!

Do południa, dokładnie do 14, gdy zacząłem przyrządzać sobie obiad nic się nie działo. Aż tu nagle na wędce, która była umieszczona pod studzienką coś zaczęło próbować moją przynętę. Swinger poszedł na dól i nagle zaczął wspinać się ku wędce. Zacinam, ale tylko początkowo czuję ciężar. Nagle pusto... Myślę, że to był amur, któremu po prostu słabo wbił się haczyk w twardy pyszczek.
O 16 z łowiska wygania nas gwałtowna burza! Taka sytuacja zdarzyła się nam już trzeci raz na cztery wyjazdy tutaj. Noc cóż... Taki mamy klimat. Dzień wcześniej kończymy naszą zasiadkę, ze świadomością, że niedługo tu wrócimy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz