20 stycznia 2016

Wyjazd na karpie

Pojechali na karpie, "łowili" szczupaki


Ostatni poniedziałek i wtorek lipca planowaliśmy z Bartkiem wyjazd na karpie nad stawem w Kobylanach. Końcem czerwca przekonaliśmy się jak duże ryby zamieszkują ten zbiornik. Byliśmy świadkami spławów mających na pewno ponad 6 kg (a może i więcej!) karpi. W nocy zdawało się, że drzewa wpadają do wody - tak duży plusk potrafi wywołać tylko wielki karp! Naprawiliśmy również swoje błędy z czerwcowej zasiadki na tym łowisku. Tym razem zastosowaliśmy zestawy samozacinające, użyliśmy większych haczyków do kulek... aż w końcu zdecydowaliśmy się na wywożenie zestawów za pomocą dostępnej na łowisku łódki wiosłowej. Aa.... i wzięliśmy znacznie więcej zanęty: około 5 kg kukurydzy, 3 kg kulek Ader Carp oraz około 1,5 kg kulek, które zrobiłem sam w domu. Ale jak się potem okazało było to zbyt mało zanęty jak na cztery wędki...
Pogoda tak jak podczas czerwcowego wypadu nie była najlepsza. Chodzi mi tutaj o bardzo, bardzo wysoką temperaturę powietrza sięgającą nawet do 34 stopni C! Na szczęście mieliśmy ogromne drzewo blisko siebie, które dawało bardzo dużo cienia. Dzień wcześniej przez okolice miejscowości, w której wędkowaliśmy (również przez tę właśnie miejscowość) przeszła potężna burza. Byłem wtedy w Dukli pod Biedronką i kupowałem prowiant na wyprawę, gdy nagle zaczął szaleć potężny wiatr. Po chwili odezwały się pierwsze pioruny, a potem mocny deszcz wielkości średniego gradu! Po zrobieniu zakupów schroniłem się w aucie. Jakieś 10 metrów ode mnie w znak z logo Biedronki uderzył piorun! W ciągu godziny ulewnego deszczu rzeki bardzo mocno podniosły się. A w poniedziałek po burzy nie było śladu, tylko miejscami zauważyć można było kałuże...
Około 11:30 skończyliśmy rozkładać namiot i popłynęliśmy wywieść swoje zestawy do wcześniej wyznaczonych przez nas (i polecanych przez właściciela) miejsc. Dokładnie zanęciliśmy te miejscówki i zaczęliśmy robić porządki na naszym stanowisku. Podczas układania skrzynek ze sprzętem odezwał się sygnalizator Bartka. Powoli ruszył się do góry, następnie na chwilę opadł, a potem powoli zaczął działać wolny bieg. Zacięcie i zaczyna się walka. Ryba do brzegu nie stawiała w ogóle oporu. Wiedziałem, że będzie to amur, co potwierdziło się przy brzegu, gdy ryba z pod powierzchni wody energicznie ruszyła ku dnu i podczas nurkowania pokazała swój ogon. Po kolejnym przyciągnięciu ryba bliżej brzegu znowu zaczęła wyciągać kolejne metry żyłki. I tak w kółko przez jakieś 10 minut. Po podebraniu przeze mnie amura i wyhaczeniu go przeszliśmy do ważenia i mierzenia ryby. Waga wskazała 7,5 kg i miała 93 cm długości. Mimo, że miałby to być wyjazd na karpie, amur bardzo mnie ucieszył.



Na następne branie - tym razem na mojej wędce - czekaliśmy niecałe 10 minut od wywiezienia zestawu Bartka w wyznaczone i zanęcone wcześniej miejsce. Sygnalizator zachował się tak samo jak u Bartka. Podniosłem wędkę do góry i poczułem ciężar na końcu zestawu. "To coś" nie walczyło - to musiał być amur. Ale niestety po krótkim podciągnięciu ryby do brzegu poczułem luz... Widocznie nie zacięła się dobrze. Zmieniłem kulkę na świeżą i wywiozłem zestaw. Branie nastąpiło na kulkę truskawkową 20 mm. Zestaw położony był około 2 metry od trzcin.
Na kolejne branie czekaliśmy do 16. Na tej samej wędce co wcześniej coś zaczęło się dziać. Miałem tam teraz założoną kulkę 16 mm (krab) oraz pop-up"a 12 mm (tuńczyk - kolor pomarańczowy). Branie było dziwne: bombka kilka centymetrów w górę, i zaraz luz - sygnalizator ląduje na dole. Gdy przez kilkanaście minut nic się nie działo próbowałem podnieść bombkę do góry, ale nie udawało mi się to. Postanowiłem wyciągnąć zestaw. Nie czułem ciężarka! Po wyciągnięciu na brzeg ujrzałem poszarpaną żyłkę, a 25-cm przyponu, zestawu samozacinającego oraz 20-cm zestawu antysplątaniowego nie było! Szczupak? Bardzo możliwe. Podobno pływa tutaj kilka dużych sztuk...
Następne "dziwne" branie odnotowuje Bartek. Tuż po zacięciu z wody wyskakuje ponad metrowy szczupak! I przecina zestaw powyżej przyponu strzałowego, który miał około 5 metrów! Branie nastąpiło niecałe pięć minut po straceniu mojego zestawu. Nie zdążyłem sobie nawet związać zestawu, a tu Bartek musi robić to samo.
Po tych braniach nastąpiła cisza. Wieczorem lekko coś podnosiło sygnalizator, ale nic z tego nie wynikło. Przed godziną 20 wyciągamy zestawy na brzeg, zmieniamy przynęty na świeże i przygotowujemy łowisko oraz stanowisko na noc.


Noc była tym razem bardzo ciemna. Ostatnim razem tak ciemno tutaj nie było. Około północy niebo trochę rozjaśniło się i ukazało swoje piękno. Wiele gwiazd błyszczało nad naszymi głowami. Cały czas w namiocie oczekiwaliśmy jakiegoś odjazdu. Niestety, przez całą noc były tylko lekkie podciągnięcia.

Rano (koło godziny 5) zmieniliśmy przynęty. Zaraz po założeniu bombki na żyłkę jednej z moich wędek coś zaczęło bawić się przynętą. Gdy bobka z ziemi zaczęła podnosić się ku górze i znalazła się praktycznie pod kijem zaciąłem. Prawie w tym samym czasie z wody wyskoczył szczupak. Trochę mniejszy od tego wczorajszego, ale 80 cm powinien mieć. Udało się go podciągnąć jakieś 15 metrów. Ryba wyskoczyła z wody kilka razy. I w końcu się spięła. I znowu luz na żyłce, nie ma ciężarka... nie ma niczego. Kolejny zestaw został u ryb!


Wędkowaliśmy do godziny 15 i do tej też pory nic już nie zaciekawiło się naszymi przynętami. Z łowiska przegoniła nas gwałtowna burza, która trwała, aż godzinę! Wiał mocny wiatr, pioruny pokazywały się na niebie, czasami trochę sypnęło gradem i oczywiście padał ulewny deszcz.

Myślę, że wyprawę można zaliczyć do udanych. Kolega złowił pięknego amura, a ja miałem na wędce dwa piękne szczupaki i prawdopodobnie amura. Wyjazd na następny raz trzeba postarać się o karpie, a nie zębate drapieżniki...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz