Krótka przerwa między maturami, równa się krótki wypad nad wodę. Spinning w dłoń, kamizelka i spodniobuty. Tuż za domem rozpoczynam nową przygodę. Pogoda piękna - słońce, delikatny wiaterek. Woda jest już ciepła. Tego dnia miałem nadzieje, że te większe pstrążki wypłynęły już na polowanie...
Pierwsza miejscówka to miejsce gdzie dwie rzeki tworzą jedną. Woda jest tutaj głębsza, a nurt mocniejszy. Jako przynętę użyłem woblerka firmy Engima Baits. Kilka pierwszych rzutów nie przynosi skutków. Poszedłem kilka metrów dalej, wykonałem zamach, a przynęta wylądowała pod przeciwnym brzegiem. Po krótkim podciągnięciu do przynęty wychodzi średniej wielkości pstrążek. Nie chciał on jednak zaatakować przynęty, odprowadził ją pod moje nogi, a następnie odpłynął. Od tej pory nie udało się go już zauważyć...
Aby dostrzec kolejnego potokowca musiałem przejść spory kawałek rzeki. Przy ujściu wody z jednej ze skarp w pierwszym rzucie małego wobka atakuje niewielki pstrążek. Walka trwa, kilka salt w powietrzu i rybka której nie można odmówić walki trafia w moje ręce. Udaje się ją podebrać za drugim razem. Rybka po kilku zdjęciach odpływa. Przy kolejnych rzutach udało się zaobserwować kilka innych potokowców ale każdy z nich niestety tylko odprowadzał przynętę, a do ataku na nią nie był przekonany...
Po przejściu kolejnych kilkuset metrów trafiam na ciekawie zapowiadająca się miejscówkę - głęboki dołek ze stopniowo osłabiającym się nurtem. Pierwsze rzuty nie przynoszą nawet wyjścia ryby. Decyduję się na dłuższy rzut. Pozwalam przynęcie opaść na dno, a następnie podciągam ją do siebie. Przepłynęła może z metr i nagle nastąpił mocny atak. Mam go! Pierwsze chwile holu należą do ryby, daję jej się wyszaleć po to aby opadła trochę z sił. Po czasie wyczuwam, że zesłabła. Kilkoma ruchami podciągam potokowca pod swoje nogi. Ten jednak nie daje za wygraną. Wskrzesza resztę swoich sił i odjeżdża po drodze próbując wplatać się w jakąś gałąź leżąca na dnie. Nie udaje mu się to! Druga próba podebrania kończy się kolejnym odjazdem, ale już za trzecim razem mam rybę w ręce! Miarka pokazuje 30 cm - na razie największa ryba w tym roku! Super! Wracaj do domu kolego! A ja idę dalej...
Po drodze mijam kilka obiecujących miejsc, których tego dnia nie zamieszkuje żadna ryba. Dosłownie w przedostatnim z odwiedzonych tego dnia zakątków rzeki, zauważam wyjście do woblerka mniejszego pstrąga. W kolejnym rzucie następuje atak. Głodny potokowiec zdecydował zmierzyć się woblerkiem. Walkę wygrywam ja, a pokonanemu przeciwnikowi za zaangażowanie podczas bitwy wymierzam nagrodę - wolność. Ryba korzystając z tego daru błyskawicznie odpływa. Na koniec odwiedzam jeszcze miejsce, w którym na poprzedniej wyprawie zerwałem pstrążka, ale ten tego dnia nie chciał zaznaczyć swojej obecności.
Na koniec przedstawiam jeszcze filmową relację z wyprawy:
Kamil Skwara
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz