Po rozłożeniu obozu nastał czas na wywózkę. Za pomocą łódki wiosłowej umieszczamy zestawy w interesujących nas miejscach. Koledzy łowią na dwie wędki, ja na trzy. W sumie siedem kijów w wodzie. W ciągu doby powinien, zatem paść zadowalający każdego wynik. Pierwszy ze swoich zestawów położyłem w dołku przy mnichu odprowadzającym wodę. Na haku była tam kulka morwa-łosoś firmy Nano Baits podwieszona pomarańczową 12-mm kulą o zapachu tuńczyka. Całość (zanęta oraz przynęty) dodatkowo zostały zalane w olejku rybnym. Drugi zestaw położyłem tuż obok trzcin. Na włosie wisiała tam kulka zielony groszek Nano Baits. Trzecia wędka według moich wcześniejszych planów ustawiona została w kolejnym dołku, a za przynętę posłużyła połowa kulki białe konopie oraz pop'up truskawka-ryba.
W okolicach godziny 15:00 mam pierwsze branie. Podbiegam do wędki umieszczonej pod mnichem i zacinam. Hol trwa. Ryba chodzi przy dnie, co jakiś czas mocniej rusza w wybranym przez siebie kierunku. Po charakterze walki czuję, że nie jest to karp. Amur raczej też nie. Do końca zżera nas ciekawość, co to takiego. Przy brzegu przez dobre dwie minuty ryba pływa tylko i wyłącznie w okolicach dna. Po krótkim czasie udaje się ją poderwać do góry. Smukłe, szarawe ciało - jesiotr! Nastąpiły dwa, może trzy odjazdy przed podbierakiem i w końcu jest! Rybka na brzegu.
W nocy dominują delikatne podciągnięcia, niemrawe brania. Jeden jedyny, nocny odjazd kończy się pustym zacięciem na wędce kolegi. Pozostaje, więc wyspać się i poczekać do rana...
Wczesnym rankiem - korzystając z nabytego na łowisku doświadczenia -
postanawiam wyciągnąć wędkę leżącą obok mnicha. Na włos zakładam kukurydzę.
Zawsze między godziną 6 - 9 w tych okolicach kręcą się amury. Dwie pływające
kukurydzki Yorka oraz jedno ziarno przygotowane w domu trafia na włos. Okolicę
podsypałem również przygotowaną w domu kukurydzą. Niecałe dwadzieścia minut po
wywiezieniu zestawu mam pierwsze branie. Jest ono jednak zbyt delikatne, aby
zaciąć, a ryba najwyraźniej sama nie ukłuła się hakiem. Po chwili bez brania
wyciągam zestaw i zmieniam przynęty na świeże (na włosie oczywiście została
tylko gumowa kukurydza, a reszta została zdjęta...). 5 minut po wywózce mam
kolejne branie. Tym razem sygnalizator delikatnie powędrował w górę i zatrzymał
się. Tego dnia amury były mądrzejsze ode mnie...Nie były jednak mądrzejsze od kolegi, który na słodko-owocowe kulki zacina ładną torpedę. Ryba walczy do samego końca, kilka razy uciekając przed podbierakiem. Pierwsza próba podebrania kończy się wyskokiem amura z siatki (!). Natomiast druga uwieńczona zostaje naszym sukcesem! Pięknie! Ryba ważyła 7 lub 9 kg (jej waga wypadła mi z głowy). Po krótkiej sesji natychmiast odpływa!
Słońce coraz to śmielej wschodzi ponad nasze głowy przynosząc tym samym coraz to wyższą temperaturę. Co jakiś czas na dłuższą chwilę zasłaniają je chmury. Wiatr - raz słabszy, raz mocniejszy - staje się naszym towarzyszem.
Kolejna tegoroczna zasiadka została zakończona bez "0" na koncie. Kolejne cenne doświadczenie zebrane, kolejne ryby przechytrzone - to jest po prostu piękne!
Kamil Skwara

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz