27 lipca 2017

Beski początek lipca



Piątego dnia lipca wybrałem się na szybką dobę nad łowisko w Besku. Od około dwóch tygodni dochodziły do mnie informacje o pięknych amurach, które zaczęły żerować w tej wodzie. Wieści o prawie metrowych rybach przyciągają jak magnez! Zdjęć niestety nie widziałem, ale nawet, jeśli to był mit to należało go rozwiać!


Na łowisku melduję się dopiero w okolicach godziny 19:30. Mam, więc niewiele czasu na rozłożenie swojego obozowiska. Nad wodą czeka już Bartek, który przez kilkanaście minut pobytu zauważył kilka pięknych wyjść ryb ponad powierzchnię. Rozkładamy namiot tuż obok parkingu. Nagle rozlegają się grzmoty, w oddali zauważamy pojedyncze pioruny… Idzie burza, a my jeszcze nie mamy rozłożonego namiotu! Wraz z nadejściem mocnego wiatru zakańczamy rozbijanie naszego "domku". Zaczyna wiać tak mocno, że tworzą się prawie 15-cm fale! Do tego w dłuższy bok namiotu uderza potężny wiatr, który wieje z naprzeciwka! Namiot pod wpływem ruchów powietrza prawie składa się w pół! Na szczęście wiem, co potrafi i ile wytrzymuje, więc jestem o niego spokojny. W środku przeczekujemy burzę, która przynosi do nas spore opady deszczu, nie mówiąc już o denerwującym mocnym wietrze… Po jakiś 30 minutach wszystko odchodzi i powoli zaczyna pojawiać się zachodzące za horyzontem słońce. Niestety pozostało mało czasu do nastania ciemności, a ani jeden z zestawów nie leży jeszcze w wodzie… Dodatkowo podczas rozmowy z Właścicielem dowiadujemy się, że łowisko ostatnio nie było zbyt hojne, przez 5 dni trafiły się może ze dwa karpie…


Rozpoczynamy, więc przygotowywać nasze wędki do wywózki. Decyduję się na łowienie na trzy wędki (taką samą decyzję podejmuje Bartek). Na włos pierwszego przyponu trafia kulka o zapachu zielonego groszku. Kulkę delikatnie „pękam”, po to, aby szybciej zaczęła uwalniać zawarty w sobie aromat. Kulka trafia do woreczka PVA, do którego wsypuję pokruszone oraz całe kule tego samego zapachu. Całość dodatkowo zalewam aromatem, który amury lubią najbardziej – zielenina! Drugi zestaw to kulka o zapachu pomarańczy. Ciekawa, intensywna woń, do tego fajny, pomarańczowy kolor. Mnie zaciekawiło to od razu, a jak będzie z rybami? Standardowo do woreczka PVA trafiają pokruszone kulki oraz pellet - mix owocowy. Trzeci zestaw poświęciłem na standardową kukurydzę. Dwa pływające ziarenka firmy York oraz jedno gotowane powinno zwabić głodne ryby, którym kukurydza przypadła do gustu najbardziej spośród wszystkich przynęt. Okolicę zanęciłem trzema łyżkami kukurydzy…


Mija godzina 22. Zamówiona pizza dociera do naszych rąk… W momencie otwarcia opakowania następuje spokojne branie na mojej wędce. Branie dosłownie jakby to była płoć, kilka ruchów w górę, kilka w dół… Przy kolejnym podejściu mojego shrekowego hangera w górę zacinam – od razu daje się odczuć dość spory ciężar! Jest! Zielony groszek daje upragniony hol! Walka przebiega spokojnie, ale przy brzegu, gdy ryba zauważa światło dochodzące z naszych latarek postanawia gwałtownie ruszyć. Odjeżdża na jakieś 20 metrów. Rozpędzoną rybę udaje się zatrzymać i „przywołać” do brzegu. Ta jednak nie odpuszcza… Naszym oczom pokazuje się piękny, gruby amur. Wychodzi do powierzchni, a kolega „podkłada” podbierak w jego stronę. W tym właśnie momencie gwałtowny ruch amurowym ogonem powoduje, że jesteśmy cali mokrzy, a ryba kolejny raz odjeżdża. Po kolejnym przyciągnięciu amura do brzegu udaje się go podebrać. Ten jednak zanim „wpadł” na sam spód siatki wyskakuje z podbieraka! Wyskoczył zanim kolega zdążył zakryć go siatką! Dosłownie po niecałej sekundzie obecności w podbieraku! Na szczęście dobrze wyregulowany hamulec amortyzuje gwałtowny zryw ryby. Tej już najwyraźniej brakuje sił i bez problemu ląduje na macie. W momencie odkażania rany na kiju z pomarańczą mam branie! Bartek zacina, a ja zajmuje się naszym gościem na macie. Waga wskazuje 14 kg. Od tej liczby należy odjąć 0,3 kg worka. Wychodzi, więc moje nowe amurowe PB – pobite o równe 3,2 kg (13.70 kg!)! Zasiadka zaczyna się super! Ciekawe jeszcze jest to, co zasmakowało w pomarańczy… Mój nowy PB wraca do wody, odpływa, przy okazji ochlapując mnie wodą… Ale przynajmniej da się na długo zapamiętać. Bartek przyciąga do brzegu kolejnego amura, który to po pięciu minutach holu słabnie. Podbieram rybę, która próbuje wyskoczyć z siatki! Co te amury mają z tym skakaniem!? Temu się to jednak nie udaje. Na brzegu okazuje się, że waży lekko ponad 7 kg. Kolejny, ładny amurek jest na naszym koncie. Przyjacielowi po kilku fotkach zwracamy wolność, a my w końcu idziemy zjeść pizze.


Rozkładamy kawałki pizzy na stolik Yorka, ale gdybym powiedział, że zaczynamy jeść to musiałbym Was okłamać… Dosłownie w momencie, gdy wszystko jest już gotowe, aby w końcu naładować akumulatorki Bartek na swojej wędce notuje odjazd! Kilka minut po 23… Rybka dzielnie walczy. Jeździ, szaleje. Po czasie ukazuje się nam około 3, może 4-kg karpik. Brzoskwinia-krab od Nano Baits przynosi kolejną rybę!


Kolejną rybę znów wyciągnął Bartek. O godzinie 6 nastąpił odjazd z płytkiej części zbiornika! Kolejny sukces odnosi tutaj kulka o zapachu brzoskwinia-krab, na którą łowiłem już ładne karpie na kilku zbiornikach! Widać, że przypada rybą do gustu. Po krótkim holu na brzegu mamy kolejnego ważącego około 4 kg karpia. Ryba nie jest zbyt duża, ale za to pokazuje swoją siłę. Nie wiem, co takiego siedzi w tych mniejszych karpiach… Walczą od samego początku, nigdy nie odpuszczają, do samego końca, nawet na brzegu szaleją w najlepsze! To jest po prostu piękne! Czasami nawet te większe ustępują im w walce!

Punkt godzina 8. Na brzegu ląduje kolejny karp, zbliżony wielkością do poprzednich, a branie nastąpiło na zapach owoców leśnych. Z racji, że jest to piękny, pełnołuski o niezakłóconym rozmieszczeniu łusek postanawiam zrobić z nim zdjęcie (mimo, że była to ryba Bartka). Piękny karpik! Łowisko w Besku szczyci się ogromnymi amurami oraz naprawdę ślicznymi karpiami pełnołuskimi. Występuje tutaj też spora gromadka sazanów! Najgorsze jednak jest to, że w najgłębszym miejscu na zbiorniku będzie może z 1,5 metra… Płytkie łowisko, a jak wiadomo na takich wodach nawet delikatna zmiana pogody może przesądzić o lepszym lub gorszym żerowaniu ryb – to jest właśnie najgorsze… Chociaż czasami i najlepsze!

Chwilkę po 10 Bartek ma kolejne branie. Tym razem na ananasową kulkę. Kilka minut holu, a tuż po ich upłynięciu na brzegu oglądamy kolejną rybę, której wielkość nie odbiegała od wcześniejszych gości na yorkowskiej macie…


Po godzinie 11 w końcu nastąpiło branie na jednej z moich wędek. Głębsza woda budzi się do życia! Zacinam karpia na trzy ziarenka kukurydzy, które uatrakcyjniłem Focus Gel kukurydza. Kolejna dzielna sztuka! Walczy od samego początku, nie odpuszcza nawet na chwilę. Walka przy brzegu trwa kilka minut w ciągu, których ryba pokazuje się nam tylko raz. Następuje kilka odjazdów, po których ryba słabnie. Za drugim razem wpływa do podbieraka. Złowiony wtedy pełnołuski jest kolejnym dowodem na piękno tych „złotych rybek”. Pokazał również swoją moc, jaka w nim drzemie – dlatego należała mu się wolność! Zresztą jak każdej złowionej przez nas rybie!


O 12 „doławiamy” fajnego, długiego karpia. Słowo „doławiamy” celowo napisałem w cudzysłowiu. Głodny karpik wplątał się w zestaw Bartka. Jak wplątał? Pływał ze sprężyna zanętową w pysku, tuż za nią utworzyła się tzw. „broda”, przez którą sprężyna nie dała rady się wysunąć. Karp zaczepił się hakiem Bartka o sprężynę… Mimo to ryba była pełna energii, walczyła na całego. Na brzegu odkaziliśmy jej starą ranę po haku… Odpłynęła w pełni sił do swojego domu!


Po godzinie 15 melduje się kolejny karpik! Ryby najwyraźniej żerują dziś na płytkiej wodzie, a tam czekają na nie kulki Bartka. Na brzoskwinia-krab nastąpił odjazd. Po krótkim holu przy brzegu naszym oczom ukazuje się kolejny karpik, nieodbiegający wielkością od poprzednich. Poprzez fajnie ułożone łuski decyduję się zrobić sobie z nim fotkę… Wyglądał naprawdę ślicznie!


Na sam koniec naszej zasiadki, tuż przed godziną 17 Bartek doławia tym razem większego, bo ważącego 6,5 kg. Największy karp zasiadki! Szkoda, że większe tym razem nie brały, ale przecież w płytkim zbiorniku, w upał ciężko jest o większego miśka… Trzeba przeczekać te upały, albo nastawić się na połów amurów!



FILMOWA RELACJA Z WYPRAWY:



Kamil Skwara

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz