Rozkładanie namiotu zakończone, około godziny 19 wywożę pierwszy zestaw. Składał się on z kulki o zapachu pomarańczy firmy Nano Baits, podwieszonej popkiem 10mm o zapachu tutti frutti. W tym miejscu zanęciłem dwiema łyżkami kukurydzy oraz kulkami pokruszonymi i wrzuconymi do woreczka pva. Drugi z zestawów to dwa ziarenka kukurydzy udekorowane pływającym ziarenkiem Nat Baits od Yorka. Wokół zestawu do wody trafiły dwie łyżki tego, co znajdowało się na włosie. Trzecią wędkę poświęciłem karpiowemu koszyczkowi do Method Feeder. Do koszyczka trafił pellet słodka kukurydza, a na włosie znalazła się kukurydziana kulka firmy Nano Baits. Oczywiście standardowo dookoła zestawu zanęciłem dwiema łyżkami ziarna.
Przed godziną 22 następuje odjazd na wędce z pomarańczą. Zacinam, ryba ciągnie w swoją stronę od samego początku. Walka trwa. Jako, że jest to pierwsza ryba zasiadki to oddaję wędkę siostrze. Ta dzielnie walczy ze zdobyczą. Ryba nie odpuszcza, stara się pokazać ile ma sił. Przez krótką chwilę udaje jej się to. Walka sprawia jednak, że ryba coraz bardziej się męczy. Po czasie do podbieraka wpływa karpik. Wyglądał on dokładnie tak jak ten ze zdjęcia poniżej... Oczywiście wrócił do domu!
Łowienie z koszyczkiem do methody jest dla mnie nowym
rozwiązaniem podczas karpiowych zasiadek. Metoda ta w łatwy sposób pozwala
nęcić punktowo, a sam wędkarz ma stuprocentową pewność, że jego zestaw nie
splątał się podczas rzutu, a przynęta leży dokładnie w tym samym miejscu, w
którym leży zanęta. Ten sposób gruntowego łowienia, przed północą przynosi mi
branie! Z namiotu wyciąga mnie krótki, powolny odjazd, który po dosłownie
trzech sekundach cichnie… Cierpliwie czekam przy wędce na kolejne podciągnięcie,
które pozwoli mi na zacięcie ryby. Wiem, że ta czeka już na haku (koszyczek 80
gram założony „na stałe”), jednak chcę mieć maksimum pewności przed wykonaniem
ruchu wędką. Zauważam, że swinger delikatnie podskakuje… Czekam nadal… Po
chwili delikatnie ruszył w górę, zatrzymał się pod samą wędką. Czyżbym miał
karasia? Nie wyciągnie linki z kołowrotka? Nagle delikatnie, chimerycznie i
bardzo wolno zaczyna uciekać żyłka. Jak nie teraz to nigdy! Zacinam! Coś tam
siedzi! Początkowe sekundy holu należą zdecydowanie do mnie, podciągam rybę do
samego brzegu. Ta zaczyna walczyć dopiero, gdy zauważyła światło latarek. Nie
ma jednak zbyt dużo siły, kilka razy wyciąga po dwa, może trzy metry żyłki z
kołowrotka. Po upłynięciu chwili karp pokazuje się naszym oczom oraz wykłada
się na powierzchni. To znak do podebrania, zgarniamy więc go do siatki i
cieszymy się jego widokiem. Rybka ważąca około 4 kg, której posmakował zapach
kukurydzy zamknięty w kulce od Nano Baits pozuje do zdjęć. Po sesji zdjęciowej
i odkażeniu rany po haczyku karp szybko odpływa.
Kolejna rybka melduje się dopiero po porannym wywiezieniu zestawów.
Przed godziną 10 wanilia-miód od Nano Baits skusiła do brania pewnego osobnika.
Ten od samego początku stara się pokazać jak wiele ma sił. Branie nastąpiło
dosłownie ze środka stawu. Dzielnie walczy do samego końca. Przy brzegu kilka
razy wyciąga może po metrze żyłki. Karp po kilku mocniejszych zrywach wykłada
się na powierzchni, a my wykorzystując ten moment „wrzucamy” go do podbieraka.
Kolejna rybka ważąca około 3-4 kg znajduje się na macie Yorka. Pozostaje
kliknąć kilka fotek na pamiątkę i wypuścić rybę do jej domu, z którego mam
nadzieję, że podczas tej zasiadki uda się wyciągnąć jakąś sztukę +10 kg…
W południe przyjeżdża do nas tata. Do wody trafiają również
jego wędki. Zdecydował się łowić na kulki oraz robaki. Ta pierwsza przynęta trafiła
pod wysepkę, która moim zdaniem zawsze była, jest i będzie miejscem gdzie kręcą
się karpie. Robak powędrował na środek stawu, na otwartą wodę. Po południu tata
otrzymuje „strzał” na wędce pod wysepką. Siedzi ryba! Hol trwa około 5 minut, a
po tym czasie na brzegu daje się sfotografować około 5-kg karpik. Temu
posmakowała kulka kukurydziana – kolejny smakosz kukurydzy!
Dla mnie i dla moich wędek dzień przebiega spokojnie, zbyt
spokojnie… Zero jakichkolwiek piknięć, zero ruchów swingerów… Na wodzie cisza,
bez spławów… Inni wędkarze również nie narzekają na to, że ryby przeszkadzają
im w wypoczynku. Na całym łowisku nastała po prostu cisza, ryby odpoczywają…
Brak brań zmusza mnie to chwili refleksji. Przemyślałem sytuację i doszedłem do
wniosku co mogę jeszcze zaproponować rybą. Zdecydowałem się poświęcić dwie
wędki i założyć coś, czego już dawno nie używałem i podejrzewam, że nie łowili na
to w ostatnim czasie też inni – zwykły, zielony groszek z puszki! Dwa okrągłe
ziarenka oraz jedna pływająca kukurydza od Yorka trafiają na hak. Tak od tego
momentu wyglądają włosy dwóch zestawów… Co one przyniosą? Dowiemy się już
niedługo!
Zaskroniec, który wolał przepłynąć na drugą stronę stawu, niż przejść go dookoła ;) |
Noc mija spokojnie, brania nie zakłócają naszego snu. Dopiero rano… oj rano następuje odjazd! Kto zgadnie, na jaką przynętę? Oczywiście na zielony groszek! Dobiegam do wędki i zacinam! Ryba siedzi na haku! Zdobycz pokazuje, że ma sporo siły. Po samym zacięciu odjeżdża na około 10 metrów. Udaje mi się ją zatrzymać i delikatnie przyciągnąć do siebie. Ale co z tego, że odebrałem jej kilka metrów żyłki, skoro ta i tak po chwili zabiera mi je? Czuję, że jest to ryba warta uwagi, że będzie to fajny stworek. Mija kilka minut, po ich upłynięciu ryba znajduje się tuż przy brzegu, z którego wędkujemy. Zdobycz jednak nie ukazała się jeszcze naszym oczom. Wciąż walczy przy dnie, nie daje się od niego oderwać. Po kilku próbach podniesienia ryby z dna ta w końcu pokazuje się na powierzchni. „Łyka” powietrze i daje się wprowadzić do podbieraka! Piękny, mocny karp ustawia się do zdjęcia. Waga pokazuje niecałe 6,5 kg – nie jest największy, ale lepiej wyciągnąć takiego niż bawić się z „trójkami”. Na co wziął? Na przynętę, na którą mało, kto już łowi, na groszek z puszki!
Noce robią się coraz chłodniejsze... |
Około godziny 14:30 swinger delikatnie zaczyna podskakiwać,
a kołowrotek bardzo mozolnie zaczyna oddawać żyłkę. To znak do zacięcia.
Podnoszę wędkę w górę. Kij przekazuję siostrze – teraz jej kolej. Walka ryby
daje się odczuć od samego początku. Wygląda też na to, że to co pochłonęło
zielony groszek nie jest byle czym. Dzięki „pompowaniu” po około 3 minutach
holu ryba znajduje się przy brzegu. Mocny, yorkowski zestaw nie dał jej zbyt
dużego pola manewru. Karp za pierwszym razem „wchodzi” do podbieraka! Duża,
fajna ryba, a weszła za pierwszym razem! Po chwili karp, który znajdował się
już w siatce przypomina sobie chyba, że należy chodź trochę powalczyć. Kilka
sekund poszalał w siatce, ale zauważył, że nie ma to najmniejszego sensu i odpuścił.
Waga pokazuje 8,9 kg. Kilka fotek i ryba wraca do wody!
Na koniec zachęcam Was do oglądnięcia filmiku z zasiadki:
Brawo! Fajne sprawozdanie :) myślę że mógłbyś popracować nad stylem pisania i przed publikacją dawać tekst komuś do sprawdzenia, ale merytorycznie 6+ Kolejnych sukcesów w nadchodzącym sezonie! Czekamy na więcej artykułów:)
OdpowiedzUsuńDzięki! :) Pozdrawiam i wzajemnie życzę sukcesów nad wodą! :)
Usuń