6 września 2017

Przygody z jesiotrami

Początkiem sierpnia wybieram się wraz z niewędkującym kolegą na zbiornik w Kobylanach. Kolejny w tym roku rekreacyjny wyjazd, na którym miałem na dzieję, że nie zabraknie ryb. Koledze bardzo spodobała się okolica, jaka otacza Kobylany i na propozycję wyjazdu w inne miejsce odpowiadał stanowcze nie!




Kobylany położone są pośrodku malowniczych pagórków porośniętych lasami i łąkami. Dookoła zieleń, dzikie zwierzęta. Pięknie tu jest! Samo łowisko znam już bardzo dobrze, więc totalną porażką okazałoby się wyjechanie stąd z zerem na koncie. Taka opcja oczywiście nie wchodzi w grę - ale zobaczymy, co się stanie nad wodą, istnieje przecież dużo najróżniejszych czynników wpływających na aktywność ryb, które nie zależą od nas.


Łowił będę na głębokiej wodzie. Miejsca położenia zestawów pozostają dla mnie takie jak zawsze, lecz niestandardowe przy łowieniu przez innych wędkarzy. Wszyscy zazwyczaj łowią tu jak najbliżej trzcin. Ja już od około roku porzuciłem tę strategię i opracowałem własną. Celem tej wyprawy były dla mnie sumy, a szczególnie jeden, mający ponad 30 kg wojownik, który już dawno nie był na brzegu. Pierwsza wędka, zasilona kuleczką Nano Baits o zapachu czarnego halibuta, podwieszona 16-mm rybnym "popkiem" trafia na około trzymetrową wodę. Intensywnie pachnącym rybnym pelletem moczonym przez dwa dni w olejku rybnym nęcę obszar wokół przynęty. Do tego do wody trafia kilka "śmierdzieli". Druga wędka to zapach ochotki podwieszony 16-mm "popkiem" koloru pomarańczowego. Nęcę tutaj identycznie jak w przypadku pierwszego zestawu. Trzeci kijek dostosowałem do amurowych potrzeb. Na włos trafiła kulka o zapachu zielonego groszku. Zanęciłem wokół niej kilkoma łyżkami kukurydzy oraz pokruszonymi kulkami.


O godzinie 23:30 na wędkę z ochotką następuje branie. Ryba dzielnie walczy, nie odpuszcza. Podczas holu mam nadzieję, że jest to mój upragniony sum. Ciężko było oderwać tę rybę od dna. Dzielnie płynęła raz w lewo raz w prawo. Co jakiś dało się wyczuć mocniejsze uderzenia. Była to jednak nietypowa walka jak na suma... Po około 15 minutach zabawy z rybą przy brzegu pokazuje się pysk karpia... I to niewielkiego... Po chwili ryba znajduje się w podbieraku. Waga wskazuje lekko ponad 6 kg wagi... Pyszczek był czyściutki, być może, dlatego karp walczył z takimi zaangażowaniem. Fajnie było gościć go na brzegu! Oczywiście wrócił do wody.


Reszta nocy minęła spokojnie. Rankiem wywożę w porządne miejsce zestaw, na który wziął karp. Na włos zakładam kukurydzianą kulkę Nano Baits. Dzień zapowiada się być słonecznym, mimo że ranek dawał się odczuć. Po powrocie łódką na brzeg postanawiam, iż pójdę jeszcze położyć się spać.
O godzinie 7:45 budzi mnie dźwięk dobiegający z centralki. Szybko podbiegam do wędki i zacinam. Branie nastąpiło na niedawno wywieziony zestaw z kukurydzianą kulką. Ryba dzielnie walczy przy gruncie, czuję, że jest mocna. Kilka razy odjeżdża w swoją stronę. Po chwili zatrzymuje się, a mi udaje się ją przyciągnąć do brzegu. W odległości około 20 metrów ode mnie​ zdobycz wyskakuje nad wodę - to jesiotr! Mój drugi w życiu! Walka trwa jeszcze kilkadziesiąt sekund, aż w końcu udaje się "zapakować" rybę do podbieraka! Piękny "pinokio" znajduje się na bardzo miękkiej i wygodnej macie Yorka. Spokojnie odkażamy mu ranę, a kolega wykonuje kilka zdjęć. Po chwili ryba wraca do wody.

Tak prezentuje się owa mata

Zestaw na nowo ląduje w wodzie, w tym samym miejscu. Postanowiłem, że nie będę zmieniał przynęty, że zostawię tę, co była i która zaczęła już pracować. Kulkę zamoczyłem tylko w Focus Gel Nano Baits, a następnie umiejscowiłem w pożądanym miejscu.

O godzinie 10:00 z pobliskiego WC wyciąga mnie dźwięk centralki i krzyki o treści: "Kamil! Kamil!". Podczas pobytu w toalecie myślałem, że kolega specjalnie bawi się sygnałkami... Piszczały bowiem dwa różne sygnalizatory... Szybko biegnę w stronę naszego obozu, gdzie okazuje się, że na wędce czeka na mnie już zacięta przez niewędkującego kolegę ryba! Przejmuję hol. Szalejąca zdobycz po kilkunastu sekundach holu niestety gubi hak... W tym samym momencie na środku zbiornika wyskakuje nad wodę jesiotr. Postanawiam ustawić "wieszaka", który na drugiej wędce był poluzowany - leżał na ziemi. Próba ustawienia go nie udaje mi się. Podnoszę wędkę do góry, zwijam linkę i czuję, że coś tam jest! Ryba znajduje się już blisko naszego brzegu! Tak to jest, pójść za potrzebą... A wtedy rozpoczynają się brania... Dzielnie walcząca ryba wykorzystuje swoje siły, dając mi tym samym sporo satysfakcji. Po kilku odjazdach z okolic brzegu, udaje mi się podciągnąć pod powierzchnię kolejnego jesiotra! Ryba za pierwszym razem wpływa do podbieraka. Na brzegu miarka pokazuje 97,5 cm - poprzedni miał 99 cm. Wziął z tego samego miejsca, na tę samą przynętę... Ale raczej to nie była ta sama ryba. Pewne jest jednak to, że po kilku fotkach "dinozaur" wrócił do wody!


Dzień mija spokojnie. W samo południe postanawiam spróbować swoich sił łowiąc na chleb z powierzchni. Szybko okazuje się, że karpie znajdują się w płytkiej zatoczce i chętnie zbierają to, co leży na wodzie. Po kilku pierwszych rzutach nagle coś zaczyna okrążać mój chlebek. Jakiś ładny karpik kręci się wokół przynęty! Po chwili następuje atak – zacinam! Niestety na pusto… Ryba zdawało się, że zassała chlebek, być może ten był już tak nasiąknięty wodą, że haczyk po prostu wypadł z przynęty, a karp połknął tylko sam kawałek pieczywa. Emocje natomiast sięgały zenitu – serce biło mocno!


Piękny dzień, piękne słońce, cieplutko, przyroda dookoła nie daje o sobie zapomnieć. Odwiedza nas taki oto gość:


Przed godziną 18 zmieniam przynęty na świeże, a zestawy przygotowuję na noc. Oczywiście główną rolę odegrają „śmierdziuchy” moczone w olejku rybnym… Wciąż mam nadzieję na suma! Być może tej nocy spełnią się moje oczekiwania! Nie zmieniam miejsc, pozostaję wiernym tym, które wybrałem już dzień wcześniej. Niedawno, podczas zasiadki na wodzie PZW, gdy to razem z kolegą udało nam się złowić ważącego 6,5 kg karpia przekonałem się do karpiowego rodzaju Methody. Ryba, którą złowił wyglądała pięknie – silny, mocno zbudowany karp z wody PZW! Połakomił się na dwa ziarenka kukurydzy umieszczone w śmierdzącym pellecie i podane w koszyczku do Methody. Zainspirowany tą techniką zakupiłem drobny zestawik: dwa koszyczki ważące po 80 gram plus foremkę. Teraz przyszła okazja wypróbować czy nowa dla mnie metoda połowu z gruntu wejdzie na stałe w mój karpiowy asortyment. Kukurydziana kulka, plus kukurydziany pellet… Zobaczymy, co z tego będzie – w Internecie ten rodzaj połowu wygląda interesująco!


Moje sumowe plany psuje branie, które nastąpiło około godziny 19. Ryba odjeżdża – to znak do zacięcia. Podnoszę wędkę w górę – mam Cię! Ryba dzielnie walczy, zwiedzając cały czas okolice dna. Nie chce wyjść do powierzchni. Co jakiś czas udaje jej się wybrać trochę żyłki. Hol przebiega spokojnie, bardzo spokojnie. Jak wspomniałem wcześniej ryba tylko kilka razy wybrała troszeczkę żyłki z kołowrotka. Po może 5 minutach w podbieraku gościmy… kolejnego jesiotra! Ryba tym razem ma 93 cm długości, a jej wagę szacuję na 4-5 kg (nie ważyliśmy go). „Pinokio” zechciał przetestować zestaw składający się ze sprzętu Yorka: z mocnego kołowrotka oraz starannie wykonanej wędki Devil 2 Carp. Po szybkich fotkach jesiotr odpływa, a ja muszę znów wywieść zestaw w pożądane miejsce…


Praca wędki York Devil 2 Carp podczas holu jesiotra:

W okolicach 22 coś zainteresowało się zestawem z Methodą. Zacinam podczas mocnego odjazdu, ale nastaje cisza… Pusto… Co się stało? Haczyk zaplątał się o koszyk, najwyraźniej za mocno wbiłem przynętę w zanętę… Takie szczegóły, a tak utrudniają życie… No nic, człowiek uczy się na błędach!
Reszta nocy przebiegała spokojnie, a rano…

Rano o godzinie 8:20 następuje branie! Zacinam! Kukurydziana kulka Nano Baits kolejny raz pokazuje swą skuteczność. Czuć rybę, ta jednak na początku nie przykłada się do walki… Jest ospała, ciągnę chyba sam ciężar… Czyżbym miał amura? W połowie odległości do brzegu coś zaczyna się dziać – ryba ożyła! Przekazuję wędkę niewędkującemu koledze i powoli tłumaczę jak wyholować rybę. Szymek dobrze sobie radzi. Amur walczy, nie odpuszcza, stara się pokazać ile ma siły. Udaje mu się to, walka trwa dobre 10 minut. Po tym czasie podciągamy rybę do podbieraka, a ta – jak na amura przystało – ucieka. Druga próba przyciągnięcia kończy się kolejną ucieczką, trzecia tak samo. Dopiero za czwartym razem rybę udaje się ją zmieścić do podbieraka, gdzie spokojnie oczekuje na przeniesienie na brzeg. Elektryczna waga Yorka pokazuje niecałe 9 kg… Nie jest najgorzej. Kilka fotek, odkażenie i spływaj kolego! Do zobaczenia!


O godzinie 12 na nasze stanowisko przyjeżdża kolejna grupa, a my kończymy zasiadkę z uśmiechami na twarzach.



Dzięki za przeczytanie! - Kamil Skwara

http://markomserwis.sklepna5.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz