7 czerwca poszedłem w dół rzeki. Miejscówki, które zamierzałem tego dnia odwiedzić w zeszłym roku były zamieszkiwane przez większe ryby. Z ogromnymi nadziejami przemierzałem kolejne metry rzeki. W końcu przyszedł czas na oddanie pierwszych rzutów. Natrafiłem na prosty odcinek rzeki gdzie głębokość była bardzo urozmaicona. Mogłem tu trafić na 30-cm płyciznę, jak i na około 1,5-metrową głębinę. W ruch poszedł wobler długości czterech centymetrów z tak zwanym "jajem" w przedniej części. Był to wabik o agresywnej akcji, który swoją pracą sprowokował do brania już niejedną rybę. Kilkanaście rzutów nie przynosi rezultatów. Postanawiam podać przynętę dalej, pod korzenie. Niestety po krótkim jej przeciągnięciu wyczuwam zaczep. Wszelkie próby "wyrwania" przynęty nie przynoszą skutku. Postanowiłem, więc podejść i samemu wyczepić wobler z zaczepu. Gdy podszedłem bliżej owego miejsca, z płytkich okolic brzegu daje się dostrzec wypłoszony pstrąg uciekający w stronę głębszej wody. Wabik na szczęście udaje się odczepić. Jako, że owa miejscówka została już "spalona" to udaję się dalej, w dół rzeki.
Schodzę niżej, w dół rzeki. Minąłem dwa ciekawe miejsca, w których najróżniejsze kombinacje nie przyniosły żadnego skutku. Zmiany przynęt również nie podziałały na ryby, których najpewniej nie było w tych miejscach. Ostatnie z odwiedzonych tego dnia miejsc przyniosło kolejną rybę wyprawy! Po kilku rzutach pod przeciwny brzeg, w którym wydawało się, że ryby mają swoją jamę następuje atak. Przynęta po przepłynięciu niecałych 2-3 metrów zostaje zaatakowana przez drapieżnika. Atak jest mocny i pewny, rybę udaje się zaciąć. Tuż po tym z kołowrotka zostaje zabrane kilka metrów żyłki. Po chwili kontratakuję, zwijając pewien odcinek linki. Cały czas czuć rybę, która wydaje się pokazywać, że jest przygotowana do tej walki. Co jakiś czas udaje jej się wybrać z kołowrotka niewielki odcinek linki. Delikatna, miękka wędka spełnia swoją rolę sprawiając dodatkowy opór, który męczy moją zdobycz. Po chwili ryba daje mi do zrozumienia, że może nastąpić próba podebrania. Zmęczony pstrąg daje się podebrać za pierwszym razem. Zabieram go na płytką wodę, gdzie zostaje wyhaczony i sfotografowany. Ryba gwałtownie zaatakowała przynętę, czego dowodem był głęboko połknięty wabik. Wobler udało się wyciągnąć z pyszczka przebywającej cały czas w wodzie ryby. Miarka pokazała 34 cm... Pstrąg odpływa do domu...
Tak oto zakończyła się czerwcowa, spinningowa wyprawa nad górską wodę. Do tej pory czuję żal z powodu nie wykonania pomiarów pierwszej ryby. Była ona, bowiem o wiele większa od drugiego, złowionego tego dnia pstrąga...
Kamil Skwara
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz