4 lipca 2018

Odkrywamy tajemnice górskiej wody

Jeden z wolnych czerwcowych dni postanowiłem wykorzystać nad wodą. Pstrągi przez dłuższą chwilę miały ode mnie spokój - z tej właśnie racji zabrałem ze sobą spinningowy zestaw i poszedłem szukać "kropek".



7 czerwca poszedłem w dół rzeki. Miejscówki, które zamierzałem tego dnia odwiedzić w zeszłym roku były zamieszkiwane przez większe ryby. Z ogromnymi nadziejami przemierzałem kolejne metry rzeki. W końcu przyszedł czas na oddanie pierwszych rzutów. Natrafiłem na prosty odcinek rzeki gdzie głębokość była bardzo urozmaicona. Mogłem tu trafić na 30-cm płyciznę, jak i na około 1,5-metrową głębinę. W ruch poszedł wobler długości czterech centymetrów z tak zwanym "jajem" w przedniej części. Był to wabik o agresywnej akcji, który swoją pracą sprowokował do brania już niejedną rybę. Kilkanaście rzutów nie przynosi rezultatów. Postanawiam podać przynętę dalej, pod korzenie. Niestety po krótkim jej przeciągnięciu wyczuwam zaczep. Wszelkie próby "wyrwania" przynęty nie przynoszą skutku. Postanowiłem, więc podejść i samemu wyczepić wobler z zaczepu. Gdy podszedłem bliżej owego miejsca, z płytkich okolic brzegu daje się dostrzec wypłoszony pstrąg uciekający w stronę głębszej wody. Wabik na szczęście udaje się odczepić. Jako, że owa miejscówka została już "spalona" to udaję się dalej, w dół rzeki.

Mijam kilka ciekawych odcinków, w których niestety nie udaje mi się skusić żadnej ryby do brania. W końcu docieram do miejsca, w którym rzeka meandrując stworzyła dużą skarpę. Woda płynie tutaj spokojnie, a głębokość wynosi około 2 metry. Tuż przed zajęciem miejsca, z którego wykonywałem rzuty dał się dostrzec uciekający pstrąg - przebywał on na wodzie o głębokości maksymalnie 15 cm! Wykonuję kilka rzutów "wachlarzem" - zacząłem od okolic brzegu, na którym stałem. W którymś z kolei rzucie, w okolicę przeciwnego brzegu, po przeciągnięciu wabika przez kilka metrów wyczuwam pojedynczy atak na przynętę. Ryba niestety nie atakuje na tyle pewnie, żeby udało się ją zaciąć. Kolejne rzuty nie przynoszą brania. Dopiero zmiana woblerka na pracującego jeszcze agresywnej i wolne prowadzenie w okolicach dna przynosi rybę! Zacinam mocny i pewny atak. Siedzi! Zdobycz walczy w połowie głębokości wody. Sprawnie i szybko przyciągam ją do brzegu. Nie pokazuje się jednak moim oczom, ale za to ponownie oddala się ode mnie. Ma siłę, wyciąga linkę z kołowrotka. Delikatny zestaw znakomicie spełnia swoje zadania, po pewnym czasie wyczuwam zmęczenie u ryby. Delikatnym pompowaniem przyciągam zdobycz do brzegu. Wśród wysokich roślin podebranie ryby nie jest łatwe. Postanawiam, więc usiąść na brzegu z nogami w wodzie, przez co mam większy zasięg rąk, a samo podebranie nie odbywa się poprzez nachylenie w stronę walczącej ryby. W dodatku nie przeszkadza mi roślinność rosnąca na brzegu. Po pierwszym kontakcie ryby z moją dłonią ta ucieka, ma jeszcze siłę na wybranie linki. Nie zabiera jej jednak zbyt dużo. Przyciągam ją do brzegu. Drugie podebranie kończy się sukcesem! Przy brzegu mam pokaźnej wielkości pstrąga, który walczy nawet w płytkiej wodzie w okolicach suchego lądu - ciężko jest mu zrobić jakieś zdjęcie! Wyczepiam rybie wabik i klikam kilkanaście fotek. Chwilkę później wypuszczam zdobycz, która to po kilkunastu sekundach spędzonych w wodzie odpływa! Po kilku minutach, gdy zeszły ze mnie emocje spostrzegłem się, że nie zmierzyłem owego pstrąga, który był na prawdę długi...

Schodzę niżej, w dół rzeki. Minąłem dwa ciekawe miejsca, w których najróżniejsze kombinacje nie przyniosły żadnego skutku. Zmiany przynęt również nie podziałały na ryby, których najpewniej nie było w tych miejscach. Ostatnie z odwiedzonych tego dnia miejsc przyniosło kolejną rybę wyprawy! Po kilku rzutach pod przeciwny brzeg, w którym wydawało się, że ryby mają swoją jamę następuje atak. Przynęta po przepłynięciu niecałych 2-3 metrów zostaje zaatakowana przez drapieżnika. Atak jest mocny i pewny, rybę udaje się zaciąć. Tuż po tym z kołowrotka zostaje zabrane kilka metrów żyłki. Po chwili kontratakuję, zwijając pewien odcinek linki. Cały czas czuć rybę, która wydaje się pokazywać, że jest przygotowana do tej walki. Co jakiś czas udaje jej się wybrać z kołowrotka niewielki odcinek linki. Delikatna, miękka wędka spełnia swoją rolę sprawiając dodatkowy opór, który męczy moją zdobycz. Po chwili ryba daje mi do zrozumienia, że może nastąpić próba podebrania. Zmęczony pstrąg daje się podebrać za pierwszym razem. Zabieram go na płytką wodę, gdzie zostaje wyhaczony i sfotografowany. Ryba gwałtownie zaatakowała przynętę, czego dowodem był głęboko połknięty wabik. Wobler udało się wyciągnąć z pyszczka przebywającej cały czas w wodzie ryby. Miarka pokazała 34 cm... Pstrąg odpływa do domu...


Tak oto zakończyła się czerwcowa, spinningowa wyprawa nad górską wodę. Do tej pory czuję żal z powodu nie wykonania pomiarów pierwszej ryby. Była ona, bowiem o wiele większa od drugiego, złowionego tego dnia pstrąga...


Kamil Skwara

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz