26 października 2018

Na koniec sezonu - większa rzeczka

Koniec sierpnia to ostatnia szansa na spotkanie się z wyrośniętymi i agresywnymi pstrągami. Często jest to jeden z lepszych okresów w ciągu całego roku. Za namową kolegi decydujemy się poświęcić wyprawę jednej z podkarpackich górskich rzek.


Fot. Przemysław Wacławski
Woda, na którą wybraliśmy się jest zaliczana do średniej wielkości rzek górskich. Odcinek, na którym wędkowaliśmy charakteryzuje się około metrową głębokością. Oczywiście występują tu również głębsze dołki, które na rzece o takiej charakterystyce są wprost idealnymi miejscami. Mamy tam duże szanse na spotkanie się z wyrośniętym pstrągiem!

Fot. Przemysław Wacławski
Pierwsze rzuty oddajemy w miejscach płytkich, z głębokością w okolicach 50 cm. Łowię woblerkiem długości 3,5 cm cechującym się agresywną pracą. Płytka woda obfituje w sporą ilość glonów zalegających na kamienistym dnie. Praktycznie każde ściągnięcie zestawu wiąże się ze zdejmowaniem ich z kotwiczki przynęty. Kilka metrów niżej po rzucie w okolice ogromnego głazu znajdującego się po środku rzeki kolega zacina pstrąga. Niewielka ryba, ale pierwsza podczas wyprawy. Po odczepieniu wraca do wody. Przechodzimy kolejne metry rzeki. W końcu nachodzimy na miejsce, w którym rzeka tworzy delikatny łuk. Kolega bierze początek miejscówki, ja idę kawałek dalej. Woda jest tutaj głęboka, a nurt dość szybki. Już w pierwszym rzucie do mojej przynęty wychodzi całkiem spory pstrąg, który niestety po ataku nie zacina się. Ryba znika gdzieś w głębi. Kolejne rzuty przynoszą jedynie kilka wyjść drobnych kleników. Ciekawie zapowiadająca się miejscówka dała mi jedynie jedno wyjście. Kolega miał więcej szczęścia, bowiem ten odcinek dał przyniósł mu jedną rybę (pstrąg około 25 cm długości). Postanawiam zmienić przynętę na wąską, czerwoną obrotówkę w rozmiarze 1. Przemierzamy coraz to ciekawsze odcinki rzeki płynącej raz między porośniętym drzewami brzegiem, a raz między polami i łąkami. Samo otoczenie, jakie widzę przez okulary polaryzacyjne napawa mnie zadowoleniem, bo okolica jest na prawdę cudowna! Nawet taki widok pozwala człowiekowi odpocząć! Tak idąc i idąc w końcu trafiamy na skalistą miejscówkę, gdzie pomiędzy ogromnymi głazami znajdują się dobrze rokujące dołki. Woda płynie tutaj żwawo, a rzeka jest szeroka. Ustawiam się w wysokiej trawie, tak żeby maksymalnie ukryć swoją obecność. Wykonuję kilka rzutów, do których co jakiś czas wypływają malutkie pstrągi - niestety tylko "ganiają" za przynętą. Po pewnym czasie trafiłem na odważną rybę, która z impetem atakuje blaszkę. Z racji, że woda jest krystalicznie czysta widziałem sam moment brania! Pstrąg praktycznie bez żadnych skrupułów uderzył w przynętę. Zaciąłem i rozpocząłem walkę. Ryba mimo swoich rozmiarów ma w sobie dużo siły. Po chwili znajduje się blisko brzegu, a ja z uśmiechem na twarzy mogę podebrać rybę ręką. Wykonuję kilka zdjęć, wyczepiam przynętę i pozwalam pstrągowi odpłynąć do domu. Rybka miała może 25 cm długości, ale za to była to moja pierwsza zdobycz z tej wody, a sam ten fakt cieszy najbardziej!



Kilkaset metrów niżej nad wodą spotykamy jelenia, który w tak upalną pogodę postanowił wykorzystać przepływająca wodę w celu ochłodzenia się. To jest właśnie to, co lubię w wyjściach nad górską wodę - zawsze można zaobserwować coś ciekawego! Mijamy coraz to głębsze i lepiej zapowiadające się miejscówki, w których za naszymi przynętami wypływają jedynie nieskore do ataku klenie. Brodzenie w ciepłej wodzie, która jednak ma swoją siłę potrafi zmęczyć człowieka. Dodatkowo tysiące wykonanych rzutów... Nikt nie powiedział, że będzie to lekkie zajęcie! Robimy chwilkę przerwy w pięknym miejscu, z którego rozlega się widok na ogromną, zapierającą dech w piersiach skarpę! Zresztą nic nie zobrazuje tego lepiej niż zrobione tam zdjęcie!


Coraz to lepsze miejsca nagradzają nas jedynie dwiema małymi rybami: pstrągiem​ złowionym przez kolegę oraz okoniem, który zaatakował moja błystkę. Po drodze mijamy również stary, nieczynny już młyn. Przetrwał podobno od drugiej wojny światowej i zachował się w naprawdę dobrej kondycji, mimo że często podwyższona tutaj woda cały czas go podmywa. W tym miejscu kończymy naszą wyprawę i udajemy się w stronę asfaltowej drogi skąd mamy do przejścia jakieś 4 km do parkingu, gdzie kończymy wyprawę.





Dziękuję za uwagę - Kamil Skwara

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz