Środowy wieczór pozostał wolny. Więc żeby
się nie nudzić wybrałem się razem z tatą na rzekę Jasiołkę do Dukli.
Słyszeliśmy, że ostatnio łatwo można tam złapać okonia i szczupaka. Ale
ile prawdy jest w tych opowiadaniach? Nie przekonam się dopóki nie
zobaczę. Oczywiście tego dnia musiałem odwiedzić tą górską rzeczkę.
Już
dosłownie samym wieczorem, bo coś koło godziny 19 (lub kilka minut po
niej) oddajemy pierwsze rzuty. Pierwszy rzut skosem do nurtu pod
przeciwny brzeg i przy opadzie twisterka na 4 gramowej główce lekkie
uderzenie. Specjalnie w tym momencie szybciej podciągnąłem przynętę,
żeby ta bardziej zachęciła rybę do brania. Za chwilkę zacinam, mały
okoń. Czyżby opowieści były prawdziwe!? Nieeee... To dopiero pierwszy
okoń... Będzie więcej to wtedy wrócimy do tych tajemniczych i (mówiąc
szczerze) dość ciekawych opowieści. Kolejny rzut zaowocował kolejnym
braniem. Następny następnym. I następny następnym. Ale niestety były to
same małe okonie. Idę dalej, dzwonie do taty gdzie jest... Miałem iść na
rozwidleniu dróg w lewo, a później na brzegu rzeki miała być ścieżka...
Doszedłem do wody, jakaś ścieżka jest... Ale to ścieżka w trawie
dosłownie powyżej pasa. Chwila zastanowienia czy to o nią chodzi ale gdy
zdążyłem się nad tym zastanowić stałem już koło niej. Na pierwszy rzut
oka wygląda dziwnie... Nie wygląda na to, żeby ktoś po niej przeszedł, a
raczej coś! Ale miałem iść ścieżką, więc idę. Po pierwszym kroku czuję,
że będzie ciekawie. Zapadłem się w mule kilka centymetrów powyżej
kolan... Na nieszczęście zrobiłem już wcześniej kolejny krok i byłem
obiema nogami w tym czymś. Szybko odłożyłem wędkę na pobliską trawę, a
rękoma złapałem się o korzeń i o trawę. Było ciężko, ale udało mi się
wyjść. Wiedziałem, że ta ścieżka wygląda podejrzliwie... Następnie
wchodzę do wody po kolana, żeby się umyć z mułu. Woda była ciepła, a
chory do tej pory nie jestem... Tylko kalosze trochę przeszły mułem.
Prawidłową ścieżką okazała się ścieżka za drzewem, jakieś 5 metrów obok
niej. Ehhh tata był tam drugi raz, a ja pierwszy. Zostałem ukarany za
błąd, powinienem wcześniej sprawdzić patykiem co się tam dzieje.
Później przechodzę do wędkowania i trafiamy na miejsce, gdzie łowimy
pewnie z 30 okoni. Każdy z nich miał +/-20 cm, a jeden 24 cm. Starczyło
tylko co jakiś czas zmieniać kolor przynęty, żeby ryby brały cały czas.
Gdy zmieniłem przynętę na twistera z podwójnym ogonkiem, po iluś z kolei
braniach okoni przyszło mocne branie i... luz, a przynęty nie ma.
Hmmm... dziękuję za zabranie przynęty na pamiątkę. Ale wiedziałem po tej
"akcji", że w tych głębinach czai się coś większego.
Jakieś
kilkanaście minut później zacinam średniej wielkości okonia i holuję go.
W połowie drogi do mnie, zaraz przy powierzchni nastąpił wielki
chlupot! Pierwsze myślałem, że po prostu zaczepiłem jaką rybę, która nie
walczyła od początku. Po pięknej walce i kilku odjazdach, gdy oderwałem
rybę od dna, kilkanaście centymetrów pod wodą pokazuje się cień –
szczupak! Za chwilkę ryba ucieka w drugą stronę na płytką wodę i...
wypuszcza z pyszczka okonia! Tyle... Szczupak się zerwał... Chociaż nie!
Nie zerwał się, bo w ogóle nie był zacięty! Ryba złapała po prostu
okonia, a haczyk od twistera był w lekko zmasakrowanym okoniu. Chyba po
kilku minutach walki na bardzo cienkiej żyłce szczupak zauważył, że ten
okoń jest dość silny i postanowił darować mu życie... Nie spodziewał się
chyba, że kiedyś walkę wygra z nim okoń. Na szczęście po odhaczeniu
okonia, rybka jakby nigdy nic odpłynęła.
Takie to historie potrafią nas czasami spotkać. Ale to przecież o to chodzi. I kto powiedział, że wędkarstwo to nudne hobby?
Ciekawa historia z tym szczupakiem. Okonie to rybki, które lubię łowić najbardziej, więc artykuł przeczytałem bardzo chętnie ;) Pozdrawiam i życzę, więcej takich historii.
OdpowiedzUsuń