10 stycznia 2018

Podsumowanie sezonu karpiowego w 2017 roku


Pamięcią sięgając do zasiadek sezonu 2017 chciałbym pokrótce przedstawić Wam przebieg tych – moim zdaniem - najbardziej ciekawych wypraw nad wodę…

Sezon rozpocząłem zasiadką w Kobylanach, która miała miejsce 25 marca. Krótka doba nad niewielkim zbiornikiem położonym w południowej części Podkarpacia. Rozpoczęcie sezonu 2016 miało miejsce również w Kobylanach i jak się później okazało była to najlepsza zasiadka w całym roku 2016. Pierwsza zasiadka w poprzednim roku wypadła wprost idealnie! Mimo, że nad wodą „zaskoczył” nas deszcz i deszcz ze śniegiem to wyjazd i tak pozostanie na długo w mojej pamięci. Wszystko to dzięki nocnemu braniu, delikatnemu, jakby to miała być płoć, która zainteresowała się kulką umieszczoną na włosie. Po zacięciu i długim holu w ciężkich warunkach (deszcz, śnieg, wiatr, zimno) na brzegu ląduję sporego karpia, który jest rekordem tego łowiska. Waga wskazuje wartość 19,20 kg – co jest moim nowym PB. W ciągu dnia udaje nam się sprowokować do brania kolejną rybę – okazuje się nią być karp ważący 10,5 kg! O zasiadce, która rozpoczęła sezon możecie poczytać po kliknięciu tutaj.


Kwietniowa zasiadka z kolegami z Catch Carp Club'u – kolejny wyjazd na Kobylany. Przed sezonem obiecałem sobie, że przez cały 2017 rok skupię się głównie na tej wodzie po to, aby sprawdzić jakie kryje w sobie niespodzianki. Pływają tam podobno ryby o wadze +20 – chciałem sprawdzić czy to prawda. Po otrzymaniu informacji o możliwości wyjazdu nad wodę rozpocząłem pakowanie sprzętu. W piątek 7 kwietnia wyruszam w drogę. Nad wodą melduję się w godzinach wieczornych. Pierwsza nocka przynosi nam trzy fajne ryby: Kuba łowi jesiotra, ja łowię karpia ważącego 6 kg, natomiast pięknego pełnołuskiego zahacza Bartek – waży 17 kg. Kolejną szansą dla mnie było branie spod roślin, które miało miejsce drugiego dnia zasiadki. Po krótkim holu zostaję sfotografowany z maluszkiem ważącym niecałe 5 kg… Czas pozostały do końca zasiadki minął na planowaniu sposobów dobrania się do tych większych ryb zamieszkujących ten zbiornik… Na temat kwietniowej zasiadki możecie przeczytać po kliknięciu tutaj.


Po napisaniu matur planowałem wyruszyć na dłuższą zasiadkę na łowisko w Besku. Niestety z wielu powodów nie udało mi się zawitać na dłużej nad wodą. Na szczęście udało się spontanicznie pojechać nad wodę w niedziele rano. Pogoda nie dopisywała – co mnie cieszyło, bo wiadomo jak jest w niedzielę na komercji. Na szczęście deszcz odstrasza niektórych i na łowisku nie było wielu wędkarzy. Po zastosowaniu odpowiedniej taktyki, jaką praktykuję podczas krótkich zasiadek w końcu przyszło pierwsze branie. Na przynętę umieszczoną we wcześniej namierzonym za pomocą Deepera dołku skusił się karp ważący około 6 kg. Fajna, długa ryba, z bardzo mocnym ogonem – co dało się odczuć podczas holu. Kolejne branie przynosi karpia ważącego +/- 6 kg – ten skusił się na kulkę firmy Nano Baits. Ostatnią ryba, jaka zagościła tego dnia na brzegu ważyła 8,29 kg – kolejny karp. O krótkiej, ale bardzo udanej zasiadce możecie przeczytać w relacji, którą znajdziecie po kliknięciu tutaj.


25 maja wybrałem się na krótki poranny rekonesans zalewu PZW. Celem było znalezienie potencjalnej karpiowej miejscówki. Niestety woda została przekłusowana do tego stopnia, że pływają tam już tylko większe, ostrożne ryby, których w dodatku nie ma tam zbyt dużo… Znalezienie dobrego miejsca to połowa sukcesu, więc warto poświęcić chwilkę na poszukiwania. Dwa zestawy z kukurydzą na włosie wywiozłem za pomocą łódki zanętowej w interesujące mnie miejsca. Liczyłem na „przypadkowe” branie. Sam zająłem się pływaniem łódką z echosondą i szukaniem miejsca. Podczas tej wyprawy na kukurydzę skusił się… boleń. O poranku spędzonym tego dnia nad wodą możecie przeczytać po kliknięciu tutaj.


Pod koniec maja moje zaprowadziły mnie nad zbiornik w Krzemiennej. Duży, dziki, który niedawno dostał się w prywatne ręce – a do tego nieznany mi… Wiedziałem, że będzie ciężko, ale chciałem spróbować swoich sił. W owym zbiorniku bardzo dobre warunki do wzrostu mają rośliny, które są podobno przekleństwem wędkarzy. Moim zdaniem ze wszystkim da się wygrać, a jak nie spróbuję to nie dowiem się jak mogłoby tam być. Trzy dni nad zbiornikiem w Krzemiennej nad Sanem – zaczynamy 26.05.2017. Pierwszy dzień został przeznaczony na rekonesans. W ciągu drugiego, od samego rana zaczynamy łowić! Zestawów nie wywozimy daleko od brzegu, bo na odległości około 20 metrów znaleźliśmy plac niemalże wolny od rośli. Pierwsze branie notuje mój tata – na brzegu karp ważący niecałe 5 kg. Godzinkę później następuje kolejny odjazd – również u taty. Tym razem rybka waży kilogram mniej od swojej poprzedniczki. Na mnie przyszła kolej około godziny 13. Ryba niestety wydaje się być mądrzejsza ode mnie, wchodzi w rośliny i niestety tam spina się. Dalsze starania zostają jednak nagrodzone i chwilę później cieszę się kolejnym braniem, a tym samym pierwszą rybą wyholowaną przeze mnie, która szczęśliwie ląduje na brzegu. Nie jest ona ogromna, ale cieszy. W ciągu reszty dnia udaje mi się jeszcze wyholować dwie „piątki”. Kolejny dzień rozpoczynam z samego rana. Pierwszy na brzeg trafia karpik, który waży 4 kg… Później stało się coś pięknego! Wprawdzie złowione ryby nie były karpiami, ale wzdręga długości +30 cm oraz leszcz o wadze 2,10 kg (52 cm) robią na mnie wrażenie i zachęcają, aby w sezonie 2018 częściej odwiedzać tę wodę! Dłuższą relację z tej zasiadki możecie przeczytać po kliknięciu tutaj.


Ostatni dzień maja spędziłem wraz z kolegami z pracy nad brzegami zbiornika w Kobylanach. Krótka doba nad wodą, podczas której dopisała zarówno pogoda jak i ryby, które chętnie współpracowały. Pierwszą rybą zasiadki był jesiotr, któremu zasmakowała kulka firmy Nano Baits. Rybka dzielnie walczy, pokazując wszystkim dookoła swą moc. Po chwili udaje się ją podebrać. Jak się później okazuje jesiotr waży 5 kg. Według mnie „pinokio” każdych rozmiarów cudownie wygląda na zdjęciach i dlatego jest to powód do zadowolenia. Później następuje spinka ryby – prawdopodobnie słabo zacięty amur. Natomiast chwilę później z „mojego” dołka następuje branie! Ryba walczy przy dnie, ciężko jest ją od niego oderwać… Jest silna, czuję jej moc! Po kilku minutach przy brzegu pokazuje się główka suma! Następuje kilka odjazdów do dna… Kolejne kilka minut później udaje się podebrać rybę, która jak się okazuje mierzy 104 cm i waży 9 kg. Rano koledze udaje się zaciąć fajnych rozmiarów amura, który po chwili holu ląduje na brzegu. Ryba ważyła 7 lub 9 kg (jej waga wypadła mi z głowy). Po południu słońce coraz mocniej zaczęło przygrzewać… Był to dla mnie znak, aby spróbować powalczyć z rybami zbierającymi pokarm z powierzchni! Udało się sprowokować kilka wyjść do przynęty, jednak tylko jedno z nich zakończyło się braniem… Ale to jakim braniem! Karp z ogromnym chlupotem połyka przynętę, zacinam, a ten wyskakuje z wody! Wyskoczył chyba ponad pół metra nad wodę! Niesamowite! Dlatego uwielbiam łowić z powierzchni! Ryba próbuje wplątać się w rośliny, wśród których udało mi się ją zaciąć. Na szczęście udaje się udaremnić jej zamiary. Hol trwa około 15 minut (delikatny karpiowy zestaw do połowu z powierzchni). Po tym czasie wraz z pomocą wędkarza, który miał zmienić mnie w Kobylanach udaje się sfotografować około 6-kg rybę! Zasiadka udana! Przeczytać o niej możecie standardowo po kliknięciu tutaj.

23 czerwiec to data kolejnego wypadu na Kobylany. Krótka doba, spędzona na cypelku. Szybkie przygotowanie do zasiadki, spakowanie tego, co potrzebne i w drogę! Taktyka była prosta – po kilku zasiadkach na głębszej wodzie przyszedł czas na płytszą strefę zbiornika. Być może na to właśnie na niej większość swojego czasu spędzają rekordy z Kobylan… Chciałem to sprawdzić! W nocy, a dokładniej o 1:30 mam pierwsze branie! Ryba pochłania kukurydzę rozsypaną kilka metrów od brzegu, na którym obozujemy. Hol trwa nieco dłużej, ponieważ ryba wpływa w grążele i muszę płynąć łódką po to, aby ją z nich wydostać. „Operacja” udaje się i chwilę później cieszymy się 6-kilogramową zdobyczą. Po wykonaniu kilku zdjęć ryba odpływa… Poranek rozpoczyna się niezwykle ciekawie! „Wczesnym rankiem dzieje się coś niesamowitego. Ze snu wybudza mnie kaczka, która wylądowała tuż obok namiotu i zaczęła krzyczeć niemiłosiernie. Dosłownie trzy minuty po tym jak odleciała następuje branie na godzinkę wcześniej przerzuconej wędce z kukurydzą! Mocne, gwałtowne podciągniecie! Wędka aż spada z sygnalizatora, wolny bieg działa! Na centralce dostałem tylko jeden sygnał, więc gdyby nie kaczka to pewnie nawet nie podniósłbym głowy, aby popatrzeć, co się dzieje!”. W rezultacie na brzegu ląduje 5-kilogramowy, silny karp! Następnie standardowo, gdy słońce zaczyna coraz bardziej oświetlać wodę decyduję się na zdobywanie kolejnego doświadczenia w powierzchniowych łowach. Efektem tego jest 6-kilogramowy karp i… szczupak, który chyba pierwszy raz w życiu widział na oczy podskakujący na tafli wody chleb! Szczegóły zasiadki oraz więcej zdjęć możecie zobaczyć pokliknięciu tutaj.

Swój amurowy PB udaje mi się pobić na zasiadce w Besku. W łowisku podobno pływają ogromne amury (co dokładnie sprawdzę w 2018 roku!). Częściowo mogę już to potwierdzić. Piątego dnia lipca wraz z Bartkiem udajemy się do Beska - krótka, dobowa zasiadka. Rozpoczyna się potężną burzą, a my nasze zestawy wywozimy w ciemnościach, praktycznie na ślepo… Na szczęście rybom to nie przeszkadzało. Tuż po 22:30 na jednej z moich wędek mam branie, spokojne branie. Amur! Zacinam i siedzi! Ryba zbytnio nie walczy, do podbieraka wchodzi za pierwszym razem. Ale to, co widzę w podbieraku dosłownie mnie przeraża… Ogromny, gruby amur! Walczyć zaczął dopiero w podbieraku, z którego próbował nawet wyskoczyć! Podczas pomiarów mojego nowego PB, na drugiej wędce następuje branie. Bartek zacina i holuje rybę na moim kiju. Obecny podwodny przyjaciel, który znajduje się na brzegu waży 13,7 kg! Mój nowy rekord! Szybko go wypuszczamy i holujemy kolejną rybę, którą okazuje się być amur ważący 7 kg. Rybę fotografujemy i jak każdą złowioną przez nas wypuszczamy z powrotem do wody! Przed północą Bartek doławia około 4-kilogramowego karpia. Przez kolejne godziny Bartek łowi sporo karpi, których waga waha się od 4 do 6,5 kg. Mi w południe udało się przechytrzyć za pomocą kukurydzy „bestię” ważącą… około 4 kg. Więcej o zasiadce dowiecie się po kliknięciu tutaj.

19.07 – kolejna wyprawa do Beska, celem oczywiście były amury. Podczas tej zasiadki spina się sporo ryb… Sporo amurów! Niestety nie mamy tego dnia do nich szczęścia… Pierwszą rybą zasiadki jest karp – taka „piąteczka”. Chwilę po północy 4-kilogramowy karp robi potężny odjazd. Jego walka nie trwa jednak długo i już po kilku minutach fotografujemy kolejną naszą zdobycz. Ryba w dobrej kondycji odpływa! Rano, na kulkę o zapachu pomarańczy od Nano Baits udaje się sprowokować do brania rybę, którą okazuje się być amur o wadze 9 kg. Chwile później z tego samego miejsca, na „owoce leśne” Nano Baits doławiam „torpedę” ważącą 7 kg. Przed południem udaje nam się jeszcze sprowokować do brania pięknego pełnołuskiego karpia. Był to jeszcze malec, ale za to jak pięknie wyglądał! Ważył 6 kg i wrócił do wody… Godzinę później następuje branie, które zacinam. Ryba dzielnie walczy! Całe szczęście, że nad wodą była ze mną siostra, ponieważ po chwili następuje odjazd na drugiej wędce! Siostra zacina i również holuje rybę. Po przyciągnięciu przeze mnie ryby do brzegu moim oczom ukazuje się pyszczek amura, który niestety po czasie gubi haczyk… Siostra natomiast dzielnie walczy i po długiej walce na brzegu gościmy silnego, ważącego 7,41 kg pełnołuskiego! Dał wycisk, naprawdę silna ryba! Na koniec opisu tej zasiadki chciałbym wspomnieć o tym, że podczas tego wyjazdu miałem na kiju amura +20! Niestety, po wielu zmaganiach (wszystko opisane w relacji z zasiadki) oraz po pokazaniu się ryby moim oczom ta przy podbieraniu zgubiła haczyk… Zasiadka wiele mnie nauczyła i od tego czasu do tematu amurów podchodzę w zupełnie inny sposób! Dłuższy opis zasiadki oraz więcej zdjęć znajdziecie pokliknięciu tutaj.


Początkiem sierpnia przyszedł czas na kolejna zasiadkę nad Kobylanami. Dwie doby spędzone nad małym, urokliwym zbiornikiem. Pierwsza noc zasiadki przyniosła branie 6-kilogramowego karpia, który dłuższą chwilę nie chciał się pokazać i pływał po całym zbiorniku. Jak się później okazało ryba miała „czysty” pyszczek, co świadczyło o tym, że znajduje się pierwszy raz na haku. O godzinie 7:45 rozlega się pisk centralki. Na jednej z wędek następuje odjazd. Ryba dzielnie walczy, pływa ciągle przy dnie. Po kilkuminutowym holu naszą kolejną zdobyczą okazuje się być ładny jesiotr. Po kilku fotkach wraca do domu (wody). O godzinie 10 następuje kolejne branie… Udaje się zaciąć kolejną mocną rybę, która to znów pływa ciągle przy dnie. W końcu wprowadzam rybę do podbieraka – zdobycz okazuje się być kolejnym jesiotrem, który waży około 5 kg. Wieczorne godziny przynoszą kolejne branie na zestaw położony w głębszej wodzie. Kolejna ryba, która walczy przy dnie. Po cichu liczę na suma… Niestety, realia są zupełnie inne… Jest to znów jesiotr, rozmiarami podobny do poprzednich… Najwyraźniej kulki Nano Baits posmakowały temu gatunkowi. Noc mija bardzo spokojnie… Nastaje ostatni ranek zasiadki, a wraz z nim branie! Moje prośby o rybę inną niż jesiotr w końcu zostały wysłuchane! Po kilkuminutowym holu do podbieraka „pakujemy” ważącego niecałe 9 kg amura! Ryba ładnie prezentuje się na zdjęciach i po wykonaniu kilku fotek odpływa. Owy amur był ostatnią zdobyczom sierpniowej zasiadki, o której możecie przeczytać pokliknięciu tutaj.

Ostatnie dni sierpnia poświęciłem na dłuższą zasiadkę na łowisku w Besku. Amury przez wakacje szalały, miałem nadal cichą nadzieję, że uda się wyciągnąć z wody jakąś „torpedę”. 28.08 w godzinach wieczornych melduję się nad wodą. Po rozłożeniu obozu wybrałem potencjalne miejscówki, z których byłem pewien, że „odjedzie” jakaś ryba. Teraz pozostało tylko czekać… Godzina 22 i mamy pierwsze branie. Na brzegu ląduje ładny pełnołuski – nieważony, szybko wypuszczony, na oko 4-5 kg. W nocy z namiotu wyciąga mnie również branie na zestaw z koszyczkiem do Methody. Ryba dzielnie walczy, ale niestety musi jeszcze urosnąć, aby sprawić mi więcej problemów – na brzegu mamy ważącego około 4 kg karpia. Tuz przed godzina 10:00 na waniliową kulkę skusił się kolejny maluch. Waleczny mały karp, ważył góra ze 3 kg. W południe nad wodą odwiedza mnie tata, który również postanowił chwilę połowić. Udaje mu się zaciąć „piąteczkę” z płytkiej wody. Przynętą była gotowana kukurydza. Na kolejną noc postanawiam zmienić taktykę. Praktycznie rezygnuję z kulek na rzecz… zielonego groszku. W nocy mam delikatne brania, natomiast rano prawdziwy strzał! Groszek w akcji! Ryba tuż po zacięciu pokazuje, że ma naprawdę dużo sił! Walka trwa, a ryba nie odpuszcza. Po pewnym czasie karp pokazuje się naszym oczom. Jest długi! Pięknie! W podbieraku zauważamy, że ryba nie pracowała zbytnio nad masą – waży 6,5 kg. Wraca do wody… Po południu udaje się zlokalizować pięknego, spławiającego się karpia, około 25 metrów od naszego obozu, przy trzcinach. W okolicę spławów wywożę zestaw z zielonym groszkiem na włosie, do którego nabrałem podczas zasiadki dużą pewność. Około godziny 14:30 delikatne „podskoki” swingera kwituję zacięciem! Siedzi! Ciężka ryba! Wędkę oddaję siostrze, aby ta dokończyła hol. Ryba „walczy” jedynie swoim ciężarem… Nie był to jednak amur… Za pierwszym razem do podbieraka wpływa piękny, gruby karp. O walce przypomniał sobie dopiero w podbieraku, którego mało nie wyrywa mi z rąk – byłem przekonany o tym, że ryba będzie nadal spokojna… Piękny karpik waży 8,9 kg! Następuje krótka sesja fotograficzna, po czym ryba wraca do wody! O tej zasiadce możecie przeczytać po kliknięciu tutaj.


Ostatnia tego roku dłuższa zasiadka miała miejsce 9 września. Wybrałem się na Kobylany, aby spróbować złowić największego suma, jaki pływa w zbiorniku oraz jednego z trzech jesiotrów, których dotąd nie miałem na kiju. Sprawa z jesiotrem dość szybko się wyjaśniła, ponieważ chwilę po wywiezieniu pierwszego zestawu ryba melduje się na haku. Było to chyba najszybsze branie, jakiego kiedykolwiek doświadczyłem podczas zasiadki. Nie zdążyłem nawet wrócić łódką do brzegu! Po krótkim, ale jakże ciekawym holu ryba trafia do podbieraka. Około 5-kilogramowy jesiotr znajduje się na macie… Zaczęło się pięknie! Kolejną rybą, jaka odwiedza nas podczas zasiadki jest amur, który zjada naszą kukurydzę tuż po wchodzie słońca. Nie jest to duża ryba, ale cieszy. Ładnie wyszedł na zdjęciach! W nagrodę wraca do wody (chociaż wróciłby tak czy tak…). Moje „poranne, amurowe miejsce” nagradza mnie kolejną rybą o godzinie 8:50. Tym razem jest to większa sztuka, z dużym zapasem sił. Ten amur również skusił się na kukurydzę. Po ważeniu okazuje się, że owa zdobycz zdążyła osiągnąć 8,94 kg wagi. Rybka wraca do wody! Szczegóły zasiadki możecie poznać po kliknięciu tutaj.


Planowane w październiku zasiadki niestety musiałem odwołać z powodu zajęć na uczelni – nowa szkoła, nowy system oceniania… Brakło czasu na wyjazd na ryby.

Na koniec artykułu chciałbym dodać, że podczas sezonu gościliśmy również nad wodami PZW, gdzie dopiero zaczynamy powoli osiągać sukcesy – pochwalimy się nimi, gdy regularnie będziemy łowić ładne karpie! Na razie udoskonalamy nasze techniki nęcenia, podawania zestawów itd… Na sukcesy i chwalenie się przyjdzie jeszcze czas!

Pragnę podziękować wszystkim firmą, które przyczyniły się tego roku do moich sukcesów nad wodą. Dziękuję firmie Deeper za przekazanie echosondy, która bardzo przydała się na nieznanych mi wodach, na których byłem pierwszy raz. Dzięki niej udało się namierzyć ciekawe miejscówki, z których wyciągnęliśmy ryby! Kulki i płyny firmy Nano Baits znakomicie przyjęły się na „moich” wodach, smakowały karpiom, amurom i innym rybom. Na pewno w przyszłym roku nie zabraknie ich podczas zasiadek! Wielkie podziękowania kieruję również dla Yorka za dostarczony sprzęt, który miałem okazję używać przez cały sezon. Sprawdził się bez zarzutów, nie zawiódł mnie nad wodą!


Kamil Skwara

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz