Pamięcią sięgając do zasiadek sezonu 2017 chciałbym pokrótce
przedstawić Wam przebieg tych – moim zdaniem - najbardziej ciekawych wypraw nad
wodę…
Sezon rozpocząłem zasiadką w Kobylanach, która miała miejsce
25 marca. Krótka doba nad niewielkim zbiornikiem położonym w południowej części
Podkarpacia. Rozpoczęcie sezonu 2016 miało miejsce również w Kobylanach i jak
się później okazało była to najlepsza zasiadka w całym roku 2016. Pierwsza
zasiadka w poprzednim roku wypadła wprost idealnie! Mimo, że nad wodą
„zaskoczył” nas deszcz i deszcz ze śniegiem to wyjazd i tak pozostanie na długo
w mojej pamięci. Wszystko to dzięki nocnemu braniu, delikatnemu, jakby to miała
być płoć, która zainteresowała się kulką umieszczoną na włosie. Po zacięciu i
długim holu w ciężkich warunkach (deszcz, śnieg, wiatr, zimno) na brzegu ląduję
sporego karpia, który jest rekordem tego łowiska. Waga wskazuje wartość 19,20
kg – co jest moim nowym PB. W ciągu dnia udaje nam się sprowokować do brania
kolejną rybę – okazuje się nią być karp ważący 10,5 kg! O zasiadce, która
rozpoczęła sezon możecie poczytać po kliknięciu tutaj.
Kwietniowa zasiadka z kolegami z Catch Carp Club'u – kolejny wyjazd na Kobylany. Przed sezonem obiecałem sobie, że przez cały 2017 rok skupię się głównie na tej wodzie po to, aby sprawdzić jakie kryje w sobie niespodzianki. Pływają tam podobno ryby o wadze +20 – chciałem sprawdzić czy to prawda. Po otrzymaniu informacji o możliwości wyjazdu nad wodę rozpocząłem pakowanie sprzętu. W piątek 7 kwietnia wyruszam w drogę. Nad wodą melduję się w godzinach wieczornych. Pierwsza nocka przynosi nam trzy fajne ryby: Kuba łowi jesiotra, ja łowię karpia ważącego 6 kg, natomiast pięknego pełnołuskiego zahacza Bartek – waży 17 kg. Kolejną szansą dla mnie było branie spod roślin, które miało miejsce drugiego dnia zasiadki. Po krótkim holu zostaję sfotografowany z maluszkiem ważącym niecałe 5 kg… Czas pozostały do końca zasiadki minął na planowaniu sposobów dobrania się do tych większych ryb zamieszkujących ten zbiornik… Na temat kwietniowej zasiadki możecie przeczytać po kliknięciu tutaj.
Po napisaniu matur planowałem wyruszyć na dłuższą zasiadkę
na łowisko w Besku. Niestety z wielu powodów nie udało mi się zawitać na dłużej
nad wodą. Na szczęście udało się spontanicznie pojechać nad wodę w niedziele
rano. Pogoda nie dopisywała – co mnie cieszyło, bo wiadomo jak jest w niedzielę
na komercji. Na szczęście deszcz odstrasza niektórych i na łowisku nie było
wielu wędkarzy. Po zastosowaniu odpowiedniej taktyki, jaką praktykuję podczas
krótkich zasiadek w końcu przyszło pierwsze branie. Na przynętę umieszczoną we
wcześniej namierzonym za pomocą Deepera dołku skusił się karp ważący około 6
kg. Fajna, długa ryba, z bardzo mocnym ogonem – co dało się odczuć podczas
holu. Kolejne branie przynosi karpia ważącego +/- 6 kg – ten skusił się na
kulkę firmy Nano Baits. Ostatnią ryba, jaka zagościła tego dnia na brzegu
ważyła 8,29 kg – kolejny karp. O krótkiej, ale bardzo udanej zasiadce możecie
przeczytać w relacji, którą znajdziecie po kliknięciu tutaj.
25 maja wybrałem się na krótki poranny rekonesans zalewu
PZW. Celem było znalezienie potencjalnej karpiowej miejscówki. Niestety woda
została przekłusowana do tego stopnia, że pływają tam już tylko większe,
ostrożne ryby, których w dodatku nie ma tam zbyt dużo… Znalezienie dobrego
miejsca to połowa sukcesu, więc warto poświęcić chwilkę na poszukiwania. Dwa
zestawy z kukurydzą na włosie wywiozłem za pomocą łódki zanętowej w
interesujące mnie miejsca. Liczyłem na „przypadkowe” branie. Sam zająłem się
pływaniem łódką z echosondą i szukaniem miejsca. Podczas tej wyprawy na
kukurydzę skusił się… boleń. O poranku spędzonym tego dnia nad wodą możecie
przeczytać po kliknięciu tutaj.
Pod koniec maja moje zaprowadziły mnie nad zbiornik w
Krzemiennej. Duży, dziki, który niedawno dostał się w prywatne ręce – a do tego
nieznany mi… Wiedziałem, że będzie ciężko, ale chciałem spróbować swoich sił. W
owym zbiorniku bardzo dobre warunki do wzrostu mają rośliny, które są podobno
przekleństwem wędkarzy. Moim zdaniem ze wszystkim da się wygrać, a jak nie
spróbuję to nie dowiem się jak mogłoby tam być. Trzy dni nad zbiornikiem w
Krzemiennej nad Sanem – zaczynamy 26.05.2017. Pierwszy dzień został przeznaczony
na rekonesans. W ciągu drugiego, od samego rana zaczynamy łowić! Zestawów nie
wywozimy daleko od brzegu, bo na odległości około 20 metrów znaleźliśmy plac
niemalże wolny od rośli. Pierwsze branie notuje mój tata – na brzegu karp
ważący niecałe 5 kg. Godzinkę później następuje kolejny odjazd – również u
taty. Tym razem rybka waży kilogram mniej od swojej poprzedniczki. Na mnie
przyszła kolej około godziny 13. Ryba niestety wydaje się być mądrzejsza ode
mnie, wchodzi w rośliny i niestety tam spina się. Dalsze starania zostają
jednak nagrodzone i chwilę później cieszę się kolejnym braniem, a tym samym
pierwszą rybą wyholowaną przeze mnie, która szczęśliwie ląduje na brzegu. Nie
jest ona ogromna, ale cieszy. W ciągu reszty dnia udaje mi się jeszcze
wyholować dwie „piątki”. Kolejny dzień rozpoczynam z samego rana. Pierwszy na
brzeg trafia karpik, który waży 4 kg… Później stało się coś pięknego! Wprawdzie
złowione ryby nie były karpiami, ale wzdręga długości +30 cm oraz leszcz o
wadze 2,10 kg (52 cm) robią na mnie wrażenie i zachęcają, aby w sezonie 2018
częściej odwiedzać tę wodę! Dłuższą relację z tej zasiadki możecie przeczytać
po kliknięciu tutaj.
Ostatni dzień maja spędziłem wraz z kolegami z pracy nad
brzegami zbiornika w Kobylanach. Krótka doba nad wodą, podczas której dopisała
zarówno pogoda jak i ryby, które chętnie współpracowały. Pierwszą rybą zasiadki
był jesiotr, któremu zasmakowała kulka firmy Nano Baits. Rybka dzielnie walczy,
pokazując wszystkim dookoła swą moc. Po chwili udaje się ją podebrać. Jak się
później okazuje jesiotr waży 5 kg. Według mnie „pinokio” każdych rozmiarów
cudownie wygląda na zdjęciach i dlatego jest to powód do zadowolenia. Później
następuje spinka ryby – prawdopodobnie słabo zacięty amur. Natomiast chwilę
później z „mojego” dołka następuje branie! Ryba walczy przy dnie, ciężko jest
ją od niego oderwać… Jest silna, czuję jej moc! Po kilku minutach przy brzegu
pokazuje się główka suma! Następuje kilka odjazdów do dna… Kolejne kilka minut
później udaje się podebrać rybę, która jak się okazuje mierzy 104 cm i waży 9
kg. Rano koledze udaje się zaciąć fajnych rozmiarów amura, który po chwili holu
ląduje na brzegu. Ryba ważyła 7 lub 9 kg (jej waga wypadła mi z głowy). Po
południu słońce coraz mocniej zaczęło przygrzewać… Był to dla mnie znak, aby
spróbować powalczyć z rybami zbierającymi pokarm z powierzchni! Udało się
sprowokować kilka wyjść do przynęty, jednak tylko jedno z nich zakończyło się
braniem… Ale to jakim braniem! Karp z ogromnym chlupotem połyka przynętę,
zacinam, a ten wyskakuje z wody! Wyskoczył chyba ponad pół metra nad wodę!
Niesamowite! Dlatego uwielbiam łowić z powierzchni! Ryba próbuje wplątać się w
rośliny, wśród których udało mi się ją zaciąć. Na szczęście udaje się udaremnić
jej zamiary. Hol trwa około 15 minut (delikatny karpiowy zestaw do połowu z
powierzchni). Po tym czasie wraz z pomocą wędkarza, który miał zmienić mnie w
Kobylanach udaje się sfotografować około 6-kg rybę! Zasiadka udana! Przeczytać
o niej możecie standardowo po kliknięciu tutaj.
23 czerwiec to data kolejnego wypadu na Kobylany. Krótka
doba, spędzona na cypelku. Szybkie przygotowanie do zasiadki, spakowanie tego,
co potrzebne i w drogę! Taktyka była prosta – po kilku zasiadkach na głębszej
wodzie przyszedł czas na płytszą strefę zbiornika. Być może na to właśnie na
niej większość swojego czasu spędzają rekordy z Kobylan… Chciałem to sprawdzić!
W nocy, a dokładniej o 1:30 mam pierwsze branie! Ryba pochłania kukurydzę
rozsypaną kilka metrów od brzegu, na którym obozujemy. Hol trwa nieco dłużej,
ponieważ ryba wpływa w grążele i muszę płynąć łódką po to, aby ją z nich
wydostać. „Operacja” udaje się i chwilę później cieszymy się 6-kilogramową
zdobyczą. Po wykonaniu kilku zdjęć ryba odpływa… Poranek rozpoczyna się
niezwykle ciekawie! „Wczesnym rankiem dzieje się coś niesamowitego. Ze snu
wybudza mnie kaczka, która wylądowała tuż obok namiotu i zaczęła krzyczeć
niemiłosiernie. Dosłownie trzy minuty po tym jak odleciała następuje branie na
godzinkę wcześniej przerzuconej wędce z kukurydzą! Mocne, gwałtowne
podciągniecie! Wędka aż spada z sygnalizatora, wolny bieg działa! Na centralce
dostałem tylko jeden sygnał, więc gdyby nie kaczka to pewnie nawet nie
podniósłbym głowy, aby popatrzeć, co się dzieje!”. W rezultacie na brzegu
ląduje 5-kilogramowy, silny karp! Następnie standardowo, gdy słońce zaczyna
coraz bardziej oświetlać wodę decyduję się na zdobywanie kolejnego
doświadczenia w powierzchniowych łowach. Efektem tego jest 6-kilogramowy karp
i… szczupak, który chyba pierwszy raz w życiu widział na oczy podskakujący na
tafli wody chleb! Szczegóły zasiadki oraz więcej zdjęć możecie zobaczyć pokliknięciu tutaj.
Swój amurowy PB udaje mi się pobić na zasiadce w Besku. W
łowisku podobno pływają ogromne amury (co dokładnie sprawdzę w 2018 roku!).
Częściowo mogę już to potwierdzić. Piątego dnia lipca wraz z Bartkiem udajemy
się do Beska - krótka, dobowa zasiadka. Rozpoczyna się potężną burzą, a my
nasze zestawy wywozimy w ciemnościach, praktycznie na ślepo… Na szczęście rybom
to nie przeszkadzało. Tuż po 22:30 na jednej z moich wędek mam branie, spokojne
branie. Amur! Zacinam i siedzi! Ryba zbytnio nie walczy, do podbieraka wchodzi
za pierwszym razem. Ale to, co widzę w podbieraku dosłownie mnie przeraża…
Ogromny, gruby amur! Walczyć zaczął dopiero w podbieraku, z którego próbował
nawet wyskoczyć! Podczas pomiarów mojego nowego PB, na drugiej wędce następuje
branie. Bartek zacina i holuje rybę na moim kiju. Obecny podwodny przyjaciel,
który znajduje się na brzegu waży 13,7 kg! Mój nowy rekord! Szybko go
wypuszczamy i holujemy kolejną rybę, którą okazuje się być amur ważący 7 kg.
Rybę fotografujemy i jak każdą złowioną przez nas wypuszczamy z powrotem do
wody! Przed północą Bartek doławia około 4-kilogramowego karpia. Przez kolejne
godziny Bartek łowi sporo karpi, których waga waha się od 4 do 6,5 kg. Mi w
południe udało się przechytrzyć za pomocą kukurydzy „bestię” ważącą… około 4
kg. Więcej o zasiadce dowiecie się po kliknięciu tutaj.
19.07 – kolejna wyprawa do Beska, celem oczywiście były
amury. Podczas tej zasiadki spina się sporo ryb… Sporo amurów! Niestety nie
mamy tego dnia do nich szczęścia… Pierwszą rybą zasiadki jest karp – taka
„piąteczka”. Chwilę po północy 4-kilogramowy karp robi potężny odjazd. Jego walka
nie trwa jednak długo i już po kilku minutach fotografujemy kolejną naszą
zdobycz. Ryba w dobrej kondycji odpływa! Rano, na kulkę o zapachu pomarańczy od
Nano Baits udaje się sprowokować do brania rybę, którą okazuje się być amur o
wadze 9 kg. Chwile później z tego samego miejsca, na „owoce leśne” Nano Baits
doławiam „torpedę” ważącą 7 kg. Przed południem udaje nam się jeszcze
sprowokować do brania pięknego pełnołuskiego karpia. Był to jeszcze malec, ale
za to jak pięknie wyglądał! Ważył 6 kg i wrócił do wody… Godzinę później
następuje branie, które zacinam. Ryba dzielnie walczy! Całe szczęście, że nad
wodą była ze mną siostra, ponieważ po chwili następuje odjazd na drugiej wędce!
Siostra zacina i również holuje rybę. Po przyciągnięciu przeze mnie ryby do
brzegu moim oczom ukazuje się pyszczek amura, który niestety po czasie gubi
haczyk… Siostra natomiast dzielnie walczy i po długiej walce na brzegu gościmy
silnego, ważącego 7,41 kg pełnołuskiego! Dał wycisk, naprawdę silna ryba! Na
koniec opisu tej zasiadki chciałbym wspomnieć o tym, że podczas tego wyjazdu
miałem na kiju amura +20! Niestety, po wielu zmaganiach (wszystko opisane w
relacji z zasiadki) oraz po pokazaniu się ryby moim oczom ta przy podbieraniu zgubiła
haczyk… Zasiadka wiele mnie nauczyła i od tego czasu do tematu amurów podchodzę
w zupełnie inny sposób! Dłuższy opis zasiadki oraz więcej zdjęć znajdziecie pokliknięciu tutaj.
Początkiem sierpnia przyszedł czas na kolejna zasiadkę nad
Kobylanami. Dwie doby spędzone nad małym, urokliwym zbiornikiem. Pierwsza noc
zasiadki przyniosła branie 6-kilogramowego karpia, który dłuższą chwilę nie chciał
się pokazać i pływał po całym zbiorniku. Jak się później okazało ryba miała
„czysty” pyszczek, co świadczyło o tym, że znajduje się pierwszy raz na haku. O
godzinie 7:45 rozlega się pisk centralki. Na jednej z wędek następuje odjazd.
Ryba dzielnie walczy, pływa ciągle przy dnie. Po kilkuminutowym holu naszą
kolejną zdobyczą okazuje się być ładny jesiotr. Po kilku fotkach wraca do domu
(wody). O godzinie 10 następuje kolejne branie… Udaje się zaciąć kolejną mocną
rybę, która to znów pływa ciągle przy dnie. W końcu wprowadzam rybę do
podbieraka – zdobycz okazuje się być kolejnym jesiotrem, który waży około 5 kg.
Wieczorne godziny przynoszą kolejne branie na zestaw położony w głębszej
wodzie. Kolejna ryba, która walczy przy dnie. Po cichu liczę na suma… Niestety,
realia są zupełnie inne… Jest to znów jesiotr, rozmiarami podobny do
poprzednich… Najwyraźniej kulki Nano Baits posmakowały temu gatunkowi. Noc mija
bardzo spokojnie… Nastaje ostatni ranek zasiadki, a wraz z nim branie! Moje
prośby o rybę inną niż jesiotr w końcu zostały wysłuchane! Po kilkuminutowym
holu do podbieraka „pakujemy” ważącego niecałe 9 kg amura! Ryba ładnie
prezentuje się na zdjęciach i po wykonaniu kilku fotek odpływa. Owy amur był
ostatnią zdobyczom sierpniowej zasiadki, o której możecie przeczytać pokliknięciu tutaj.
Ostatnie dni sierpnia poświęciłem na dłuższą zasiadkę na
łowisku w Besku. Amury przez wakacje szalały, miałem nadal cichą nadzieję, że
uda się wyciągnąć z wody jakąś „torpedę”. 28.08 w godzinach wieczornych melduję
się nad wodą. Po rozłożeniu obozu wybrałem potencjalne miejscówki, z których
byłem pewien, że „odjedzie” jakaś ryba. Teraz pozostało tylko czekać… Godzina
22 i mamy pierwsze branie. Na brzegu ląduje ładny pełnołuski – nieważony,
szybko wypuszczony, na oko 4-5 kg. W nocy z namiotu wyciąga mnie również branie
na zestaw z koszyczkiem do Methody. Ryba dzielnie walczy, ale niestety musi
jeszcze urosnąć, aby sprawić mi więcej problemów – na brzegu mamy ważącego
około 4 kg karpia. Tuz przed godzina 10:00 na waniliową kulkę skusił się
kolejny maluch. Waleczny mały karp, ważył góra ze 3 kg. W południe nad wodą
odwiedza mnie tata, który również postanowił chwilę połowić. Udaje mu się zaciąć
„piąteczkę” z płytkiej wody. Przynętą była gotowana kukurydza. Na kolejną noc
postanawiam zmienić taktykę. Praktycznie rezygnuję z kulek na rzecz… zielonego
groszku. W nocy mam delikatne brania, natomiast rano prawdziwy strzał! Groszek
w akcji! Ryba tuż po zacięciu pokazuje, że ma naprawdę dużo sił! Walka trwa, a
ryba nie odpuszcza. Po pewnym czasie karp pokazuje się naszym oczom. Jest
długi! Pięknie! W podbieraku zauważamy, że ryba nie pracowała zbytnio nad masą
– waży 6,5 kg. Wraca do wody… Po południu udaje się zlokalizować pięknego,
spławiającego się karpia, około 25 metrów od naszego obozu, przy trzcinach. W
okolicę spławów wywożę zestaw z zielonym groszkiem na włosie, do którego
nabrałem podczas zasiadki dużą pewność. Około godziny 14:30 delikatne
„podskoki” swingera kwituję zacięciem! Siedzi! Ciężka ryba! Wędkę oddaję
siostrze, aby ta dokończyła hol. Ryba „walczy” jedynie swoim ciężarem… Nie był
to jednak amur… Za pierwszym razem do podbieraka wpływa piękny, gruby karp. O
walce przypomniał sobie dopiero w podbieraku, którego mało nie wyrywa mi z rąk
– byłem przekonany o tym, że ryba będzie nadal spokojna… Piękny karpik waży 8,9
kg! Następuje krótka sesja fotograficzna, po czym ryba wraca do wody! O tej
zasiadce możecie przeczytać po kliknięciu tutaj.
Ostatnia tego roku dłuższa zasiadka miała miejsce 9
września. Wybrałem się na Kobylany, aby spróbować złowić największego suma,
jaki pływa w zbiorniku oraz jednego z trzech jesiotrów, których dotąd nie
miałem na kiju. Sprawa z jesiotrem dość szybko się wyjaśniła, ponieważ chwilę
po wywiezieniu pierwszego zestawu ryba melduje się na haku. Było to chyba
najszybsze branie, jakiego kiedykolwiek doświadczyłem podczas zasiadki. Nie
zdążyłem nawet wrócić łódką do brzegu! Po krótkim, ale jakże ciekawym holu ryba
trafia do podbieraka. Około 5-kilogramowy jesiotr znajduje się na macie…
Zaczęło się pięknie! Kolejną rybą, jaka odwiedza nas podczas zasiadki jest
amur, który zjada naszą kukurydzę tuż po wchodzie słońca. Nie jest to duża
ryba, ale cieszy. Ładnie wyszedł na zdjęciach! W nagrodę wraca do wody (chociaż
wróciłby tak czy tak…). Moje „poranne, amurowe miejsce” nagradza mnie kolejną
rybą o godzinie 8:50. Tym razem jest to większa sztuka, z dużym zapasem sił.
Ten amur również skusił się na kukurydzę. Po ważeniu okazuje się, że owa
zdobycz zdążyła osiągnąć 8,94 kg wagi. Rybka wraca do wody! Szczegóły zasiadki
możecie poznać po kliknięciu tutaj.
Planowane w październiku zasiadki niestety musiałem odwołać
z powodu zajęć na uczelni – nowa szkoła, nowy system oceniania… Brakło czasu na
wyjazd na ryby.
Na koniec artykułu chciałbym dodać, że podczas sezonu
gościliśmy również nad wodami PZW, gdzie dopiero zaczynamy powoli osiągać
sukcesy – pochwalimy się nimi, gdy regularnie będziemy łowić ładne karpie! Na
razie udoskonalamy nasze techniki nęcenia, podawania zestawów itd… Na sukcesy i
chwalenie się przyjdzie jeszcze czas!
Pragnę podziękować wszystkim firmą, które przyczyniły się
tego roku do moich sukcesów nad wodą. Dziękuję firmie Deeper za przekazanie
echosondy, która bardzo przydała się na nieznanych mi wodach, na których byłem
pierwszy raz. Dzięki niej udało się namierzyć ciekawe miejscówki, z których
wyciągnęliśmy ryby! Kulki i płyny firmy Nano Baits znakomicie przyjęły się na
„moich” wodach, smakowały karpiom, amurom i innym rybom. Na pewno w przyszłym
roku nie zabraknie ich podczas zasiadek! Wielkie podziękowania kieruję również
dla Yorka za dostarczony sprzęt, który miałem okazję używać przez cały sezon.
Sprawdził się bez zarzutów, nie zawiódł mnie nad wodą!
Kamil Skwara
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz